Za sprawą tej serii stałem się zadeklarowanym fanem, tak zwanych
"skradanek", tudzież gier typu
stealth action. Oczywiście, nawet teraz, kiedy ukończyłem trzy z pięciu gier
"Splinter Cell" żaden tam ze mnie stary wyjadacz a już na pewno nie wymiatacz :-)
Do
Splinter Cell zabrałem się od końca: pierwszą grą w jaką miałem - wbrew temu, co o tym odcinku mówili fani serii - przyjemność zagrać, była
Tom Clancy's Splinter Cell: Conviction. Zarys fabuły był dojść przejrzysty, chociaż przyznaję, że taki krok z mojej strony nie był zbyt logicznym posunięciem. Podobała mi się dynamika akcji, podobały mi się - jak później to dobitnie zrozumiałem, mocno zredukowane w tej części - elementy skradania i w ogóle postać
Sama Fishera, bezkompromisowego
bad-assa. Grało mi się na tyle fajnie, że zapragnąłem więcej...
...i zrobiłem jeden krok w tył, sięgając po
Tom Clancy's Splinter Cell: Double Agent. I już w pierwszej misji zdębiałem. Co do cholery!? No, twarda (wirtualna) rzeczywistość pokazała, o co tak naprawdę chodzi w tej serii, i w ogóle w tego typu grach. Do tego doszło zróżnicowanie misji i scenerii, podejmowanie krytycznych decyzji i w ogóle cała ta otoczka pracy podwójnego agenta, który czasem musi zło złem zwyciężać. Po pewnym szoku, spowodowanym poziomem trudności, który - przyznaję - początkowo mnie od tej gry odstręczył (w porównaniu z
Double Agent w
Conviction nawet te trudniejsze misje były niczym kaszka z mlekiem), naprawdę się w tę grę wkręciłem. Utrzymywanie dobrego i bardzo dobrego poziomu statystyk misji stało się moim priorytetem. Dochodziło do tego, że potrafiłem kilka razy zaczynać etap, tylko po to, żeby uzyskać, jak najwyższy poziom, hm, niewykrywalności. Świetna gra, ale prawdziwym wymiataczem tej serii okazał się...
...
Tom Clancy's Splinter Cell: Chaos Theory. Po wyprawce w
Double Agent nie byłem już taki zagubiony w akcji, kiedy zacząłem grać w tą grę. Jakkolwiek, wzrost poziomu trudności nie był tak drastyczny, jak po przejściu z
Conviction do
Double Agent, to jednak zrobiło się tutaj jeszcze bardziej
hardkorowo. Szybko jednak polubiłem to skradanie się, ukrywanie się w cieniu, pilnowanie się przed robieniem zbyt dużego hałasu i zabijaniem tylko w stanie najwyższej konieczności (a już w każdym razie przy jak najrzadszym używaniu broni palnej). Uwielbiam tą część - nie przeszkadza mi tu ani słabsza (chociaż niewiele od
Double Agent) grafika, niezbyt zróżnicowane scenerie nie stanowią dla mnie przeszkody, by cieszyć się tą grą... i ten wszechobecny półmrok, to jest klimat, którego nigdy nie zapomnę, ale...
...jakoś brakuje mi odwagi, żeby sięgnąć po wcześniejsze gry. Obawiam się, że mimo mojego całego szacunku dla serii okażą się nieco przejrzałymi ramotkami, z odstręczającą grafiką. Owszem, słabsza grafika to nie jest dla mnie aż tak wielki mankament, ale jest pewien poziom, poniżej którego boję się jednak schodzić. Wyszło, co prawda
Splinter Cell HD Trilogy a w nim poprawiona wersje
Splinter Cell i
Splinter Cell: Pandora Tomorrow, ale w tej chwili preferowałbym wersję na PC, której powstanie stoi pod znakiem zapytania. Ponadto na mojego X360 ten pakiet również się, póki co, nie ukazał.
Pozostaje więc czekać na kolejną odsłonę serii, która - tym razem - mam nadzieję, że pójdzie bardziej w stronę korzeni. Podobno, ktoś gdzieś tam od kogoś słyszał, że ma być
reboot, czy
restart (chociaż z takim
quasi-rebootem, przynajmniej od strony
gameplaya mieliśmy do czynienia już w przypadku
Conviction), podobno ma ukazać się pod tytułem...
Splinter Cell (bez żadnych podtytułów, co może być znaczące...), ale póki co nie ma żadnych konkretów.
Czy ktoś z Was, drodzy Forumowicze (i Forumowiczki) lubi się czasem poskradać?...