Już mówię:
po pierwsze nie wydaje mi się, by na polskim rynku to miało aż takie znaczenie. Twarda okładka traktowana jest jako coś dobrego przez grupę fan(atyk)ów, natomiast zdecydowana większość się wkurza, że musi dopłacić 5-10 zł do ceny książki. Gdyby tak nie było, to nikt by nigdy nie przygotowywał wydań kieszonkowych.
Kiedy media alarmują, że Polacy przy dobrych wiatrach czytają jedną książkę rocznie, robienie ekskluzywnych wydań nie jest możliwe. To domena USA czy UK, gdzie psychofanów jest więcej. A nawet tam limitki Sfinksa po 400 funtów za sztukę wychodzą w liczbie 26 sztuk. U nas znalazłoby się może tylu psychofanów, ale tylko 3 z nich byłoby stać, żeby tyle wydać

Nawet ja bym się zastanowił nad tym, czy wydać 2500 zł na książkę, a wiesz przecież, że o większego fanatyka niż ja ciężko
Podsumowując, nawet najwięksi pisarze (a nie oszukujmy się, Masterton do takich nie należy pod kątem sprzedażowym) nie mają w Polsce ekskluzywnych limitek. Co najwyżej jakiś Harry Potter czy inny Zmierzch dostanie tekturowy box, ale nic ponad to. Możemy raczej zapomnieć o jakichkolwiek rodzimych extrawydaniach, a jedynym wyjściem zostaje import i umiejętność czytania w języku Szekspira