Też wyłapałem sceny dodane a niefigurujące w książce, niemniej moim zdaniem scenarzysta odwalił kawał dobrej roboty na tym polu. I prysznicowa scena, i piwniczna, i inne takie pasują mi do klimatu całej historii, nie powstydziłby się Stephan King. Na dodatek są dobrze zagrane.
Film pierwszy raz oglądałam gdy mów tata wpadł na pewnien pomysł i postanowił przeprowadzić "eksperyment" puszczając mi go kiedy miałam 5 lat.
Eee.... jaki był sens tego pomysłu? Tzn... 5-latce puszczać, jakby nie było, horror?
?
Żeby nie było: gdy miałem 10 czy 11 lat z tatą oglądałem w sumie może mocniejszego "Predatora". No ale jednak byłem dwa razy starszy
Mnie puszczono w tym wieku Zemstę Freddy'ego i nie żałuję, choć owszem, i miało to konsekwencje, i nie było za mądre. Myślę, że nie ma co oceniać
Oglądałem też parę lat później właśnie "To". w ogóle mi się nie spodobało, ponieważ to nie jest horror trafiający do psychiki małego dziecka, zdaje mi się. Film leciał prawdopodobnie w ciągu, a trwa blisko trzy godziny, więc zanudził mnie sromotnie. Zapamiętałem pojedyncze sceny: wszystko z krwią, muzykę Dla Elizy (drażniła mnie, bo już wtedy wydawała mi się oklepana) i oczywiście finalne starcie. Zmiany dorośli/ dzieci pogubiły mnie w fabule.
Na pewno tamten seans bardziej by mi podszedł w wieku 10-18 lat, a już z pełną przyjemnością powtórzyłem go aktualnie, jako osoba 30+. Tylko na to To czekałem po lekturze książki. Uważam, że...
(tak, można bić, śmiało) ten miniserial jest
pod pewnymi względami lepszy od książki.
- akcja nie wlecze się jak opętana
- najbardziej brutalne lub wyuzdane wątki i sceny znikły
- mimo to przekaz nie traci na wyrazie, a mogę zapoznać z historią osoby wrażliwsze
- postacie są wiarygodnie dobrane i podobne jako dzieci do swoich dorosłych odpowiedników... czego nie do końca mogę powiedzieć o książce
- zbędne poboczne wątki zredukowane do minimum (nie, nie żal mi interludiów, dla mnie ich całość to taki dodatek do książki typu bonus)
- brak wizji z finału książki, tej na powierzchni, która wg wielu wypadła średnio
- obyło się bez zdrad, dziwactw typu bohater jakby homo znajduje sobie kobietę na wzór mamy itp.
- film znakomicie oddaje klimat lat zarówno późnych 50-tych, jak i 80-tych, czego z przyczyn oczywistych nie udało się oddać w książce tak wprost, a z kolei w filmach z ostatnich lat poszło w lekki manieryzm, jak zawsze kiedy robi się w XXI wieku coś na XX
Nie wiem, skąd pretensje do roli frajerów, moim zdaniem pasowali i wyglądem, i grą. Bill jako dziecko bardziej pasował mi na obiekt uczuć podlotka niż chucherko w nowym filmie.
Tim Curry oczywicie bez zarzutu.
OK, może irytować brak ostrych scen mordu, nie widać przy nich krwi, nie widać odrywania kończyn ani nic takiego. Jest przez to klimat umowny, jakby teatrzyku telewizyjnego. Jednak to dopiero dodaje wg mnie urok filmowi i pokreśla umiejętność twórców w zbudowaniu napięcia. Nie jest ono jakieś bardzo silne w filmie, ale jest. i to szczególnie w najważniejszych wątkach - realistycznych (sceny rodzinne/ małżeńskie).