Pierwszy sezon sobie odpuściłem... za to obejrzałem drugi
To chyba źle zrobiłeś, bo 2 sezon mocno łączy się z 1 serią, co mnie trochę zaskoczyło w czasie seansu, zwłaszcza że to antologia. I do końca nie wiem czy mi się to podoba czy nie, nie mam zdania na tą chwilę. A co do samego serialu to zacznę od tego, że pierwszy sezon produkcji inspirowanej twórczością Stephena Kinga to było dla mnie jedno z milszych zaskoczeń z nowych seriali jakie widziałem w zeszłym roku, do tego stopnia, że jakbym robił listę najlepszych produkcji 2018 roku to pewnie by się znalazł w pierwszej dziesiątce, a może nawet w piątce.
Więc miałem duże oczekiwania co do 2 serii, zwłaszcza gdy okazało się że w drugim sezonie fabuła będzie skupiać się wokół samej Annie Wilkes. Dodatkowo w nowe wcielenie Annie obsadzono znakomitą artystkę, Lizy Caplan, która zachwycała w serialu "Masters of Sex". Był to ciekawy wybór, bo Bates i Caplan to są świetnie aktorki, ale nie przypominają siebie ani trochę. No i od razu powiem, że obsadzenie Caplan to był strzał w dziesiątkę, jest najlepszym elementem serialu.
Nie dość że Lizy czasami przypomina Annie w wersji Kathy Bates, oczywiście nie z wyglądu, tylko z zachowania, to Caplan sporo dodała też od siebie do tej chyba kultowej postaci. Zmieniła na potrzeby roli głos, wymyśliła jak chodzi, dość specyficznie (nie pamiętam czy Annie w wersji Bates podobnie chodziła), stworzyła pełnokrwistą postać, która wyróżnia się na tle innych bohaterów 2 sezonu Castle Rock. Bo nie licząc Annie i jej córki, Joy, to reszta postaci nie jest tak ciekawa jak bohaterowie pierwszego sezonu, gdzie nawet trzecioplanowa postać pojawiająca się w jednym odcinku była interesująca, jak choćby strażnik w więzieniu Shawsank.
Elsie Fisher w roli córki Annie, Joy, też daje radę, zwłaszcza ich wspólne sceny są dobre, ale reszta bohaterów nie jest tak interesująca jak bohaterka znana z "Misery". Wątek Annie i Joy to najlepsze co jest w drugim sezonie, ale oprócz Wilkesów mamy też w 2 serii dwa równolegle prowadzone wątki, który nie robiły na mnie wrażenia. Wątek pewnego kultu, jest całkiem w porządku, ma klimacik, ale nie dorównuje historii Annie, ani żadnemu wątkowi z 1 serii.
Najgorszy wątek to ten poświęcony somalijskiemu rodzeństwu, czyli Abdiemu i Nadii, których ojcem jest Pop Merill, ale też osoba z którą każdy liczy się w Salem (podoba mi się, że wychodzimy poza Castle Rock), grany przez Tima Robbinsa, czyli kolejnego aktora mającego na koncie role w jednym z lepszych filmów wg Kinga (oczywiście jest scena jak Robbins odwiedza więzienie).
Tim gra dobrze, zwłaszcza w odcinku przedostatnim, który przedstawia wydarzenia z jego perspektywy pokazał klasę aktorską, ale nikt nie dorównuje Lizy Caplan, a w 1 sezonie było więcej ról, które zapamiętałem po seansie. Abdi Omara gra Barkhad Abdi, znany z "Kapitana Philippsa" z Hanksem, ale też nie jest to specjalnie wyróżniająca się postać na tle innych. Istotną postacią jest też bratanek Merilla, czyli Ace Merill, którego kojarzę z Stand By Me Roba Reinera, gdzie tą samą postać, ale oczywiście sporo młodszą grał Kiefer Sutherland ( no i z książki Body, która posłużyła za adaptację). W tej roli obsadzono Paula Sparksa, którego kojarzę z wielu seriali jak "Zakazane Imperium" Scorsese, "House of Cards". Też gra to co trzeba, ale tak naprawdę jedyna postać, która zwróciła moją uwagę bardziej jak większość mieszkańców Salem, to Rita, która związana jest z przeszłością Annie, świetnie zagrana przez Sarah Gadon znaną z innej adaptacji Kinga, "22.11.63" i wielu innych seriali oraz filmów, choćby ze współpracy z Davidem Cronenbergiem. Aktorsko przykuła moją uwagę też dziewczyna wcielająca się w młodszą wersję Annie w odcinku, który prawie w całości skupiał się jej przeszłości, wypadła bardzo dobrze.
Całościowo 2 sezon oceniam jako dobry, ale sporo gorszy od 1 serii. Spotkałem się co prawda z opiniami, że 2 sezon jest jeszcze lepszy od 1 serii, ale głównie od osób, które odbiły się od pierwszej serii, albo uważają za dobrą produkcję, ale bez zachwytów. A zaś ci, którym 1 sezon podszedł to oceniają tak jak ja 2 serię, czyli fajny, ale bez zachwytów. Podoba mi się to, że 2 seria to zupełnie inny serial jak 1 sezon, który był serialem opartym na tajemnicach i zagadkach, których rozwiązanie nie było najważniejsze, ja uwielbiam takie produkcje, gdzie dużo zagadek, trzeba rozkminiać, ale też rozumiem jak ktoś woli historię tak prostą jak w 2 serii, bo tutaj nie mamy za wiele tajemnic, a jak są to od razu wyjaśniane, tylko klasyczną historię opartą na schematach. Nie przeszkadza mi to bo cenię sobie różnorodność w serialach, wiec liczę że 3 sezon też będzie zupełnie inny, tak jak 2 sezon różni się od 1 sezonu.
Powodem dlaczego 2 serii nie oceniam aż tak dobrze jak 1 serii jest to, że wątki somalijskiego rodzeństwa, ich ojca, ale tez paranormalny, typowy dla Kinga, nie są tak ciekawe jak historia Annie i Joy, to powinien być w całości serial o nich, wolałbym sezon w stylu filmów Misery albo Dolores Claiborne, które nie mają nic wspólnego z horrorem, a tak to ogląda się 3 sezon jak trzy seriale w jednym, czyli serial z Annie, serial z rodzeństwem i Robbinsem, oraz serial o kulcie. Wiadomo że te dwa wątki jakoś będą musiały się połączyć z historią Annie, bo początkowo dzieją się trochę tak osobno, każdy idzie swoją drogą, ale nawet jak się w końcu łączą to nie są tak ciekawe jak historia Annie i Joy. W 1 serii też było dużo postaci, nie tylko Henry Deaver i tajemniczy chłopak znaleziony w Shawsank, było kilka przeplatających się wątków, które nie przynudzały, bo miały bohaterów na których mi zależało, a w 2 serii zależało mi jedynie na Annie i Joy.
Źle rozpisano trzy historie w całym sezonie, bo nawet jak na początku wydaje się, że to Annie jest najważniejsza to w drugiej połowie serialu, od siódmego odcinka Annie i Joy schodzą mocno na drugi plan, więcej miejsca poświęca się Abdi, Nadii, Popowi, Ace'owi, a nawet jak jest Annie na pierwszym planie, jak w przedostatnim odcinku, to tak naprawdę nie ma nic do roboty (poza jedną mocną sceną) i serial skupia się na pozostałych bohaterach bardziej, Annie jest z boku wydarzeń. Irytowało mnie to mocno, bo za każdym razem jak nie było na ekranie Lizy Caplan to serial tracił moje zainteresowanie, choć odcinki dobrze się nawet oglądało, ale jednak to Annie i jej córka były dla mnie najważniejsze w tej produkcji.
Przed obejrzeniem finału powiedziałbym, że dla scenarzystów też reszta bohaterów była ważniejsza jak Annie i Joy bo poświęcają im od szóstego odcinka tyle samo czasu, a może nawet więcej co rodzinie Wilkesów, tylko że w finale, który uważam za dobry odcinek, tak szybko zakończono wątek kultu, trochę po łebkach, że pomyślałem "tylko tyle, tak po prostu, to wszystko?". Pierwsze 15-20 minut lończy ten wątek tak, jakby scenarzystów właśnie interesowała bardziej historia Annie i Joy, na czym się już skupia finał do samego końca. No i Caplan i Fisher znowu mają co grać, grają świetnie, od razu serial stał się lepszy. I tylko żałuję że od szóstego odcinka, tak mało były te aktorki na ekranie razem w ostatnich odcinkach. Więc zakończenie 2 sezonu bardzo mi się podoba, zwłaszcza drugie 20 minut jest świetne, z wieloma nawiązaniami do Misery (filmowego i książkowego) i serialu, oraz nawiązaniami do serii pierwszej serialu Hulu.
Drugiemu sezonowi postawię 7/10, czyli dobra rzecz, a 1 sezon miał 8.5/10 albo nawet 9/10. Więc nie tak wysoka ocena jak 1 serii, ale dobrze się bawiłem, nie żałuję seansu. Czekam na 3 sezon, jestem ciekaw jaką kolejną historię nam wymyślą.