Sporo takich filmów jest.
- "
Pitch Black" i "
Kroniki Riddicka" - oba filmy odbieram trochę jako Conana w stylu space opera. Pierwszy to jedno z najlepszych połączeń sci-fi i horroru, drugi to fajna epicka historia przygodowa w standardach space opery właśnie. O ile jakość tego pierwszego jest często bagatelizowana, o tyle na tym drugim wiesza się strasznie psy.
- "
Dziewiąta sesja" - mam wrażenie, że zbyt specyficzny żeby zostać docenionym przez rzeszę horroromaniaków, a już przez ludzi, którzy kino grozy mają w głębokim poważaniu, jest to miernota klasy B. Szkoda, bo film ma kapitalny klimat, duszną atmosferę i jest cholernie niepokojący.
- "
Wolf Creek" - przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Jeden z lepszych survival horrorów ostatnich lat. A ludziom się nie podoba. Bo nudny, bo spać się chciało... itd. itd.
- "
Brazil" - Terry Gilliam w najlepszej formie. I chyba mój ulubiony film tego reżysera. Jest przegenialny! Ale trafiłem na bardzo dużo niepochlebnych opinii. Że surrealistyczny bezsens, że nakręcony bez większej koncepcji, że głupi, że psychodeliczna papka bez większego sensu, że dziadostwo bez głębszego sensu. Czytać takie opinie i tylko płakać pozostaje. Mógłbym o nim napisać jakiś esej, bo to jeden z moich ulubionych filmów, ale ograniczę się tylko do tego, że pod płaszczykiem artystycznej ekspresji film jest równie dobrą, jak i nie lepszą, antyutopijną wizją co orwellowskie "1984".
- "
Kairo" - kolejne, w oczach wielu nudziarstwo, a dla mnie jeden z najbardziej inteligentnych horrorów. Rzeczywiście ciężki, ale nikt nie mówił, że oglądanie filmów musi być łatwe. Jak ktoś trochę się wysili będzie miał do czynienia z kapitalnym obrazem o grozie samotności... która czasem jest równie straszna co duchy.
- "
Drabina Jakubowa" - myślę, że to znamienne dla naszych czasów. Film o takim klimacie i mechanizmie fabularnym (którego nie można zdradzić bo by się popsuło cały seans) już w tej chwili wyeksploatowanym przez dziesiątki naśladowców nie są ani przeżyciem, ani odkryciem dla widza, który zapomina, że to pierwowzór.
- "
White Noise" - strasznie gnojony, a mnie się podobał. Fajny klimat, fajna historia, chociaż z perspektywy czasu widzę, że zakończenie jest trochę spartolone, ale nie na tyle, aby ten film wylewać wiadra pomyj, jak to jest robione.
- "
Halloween" - wersja Roba Zombiego. Uważany za jeden z najgorszych remake'ów. Ja widzę w tym filmie coś ponad odnowioną wersję w stylu tego co serwuje Platinum Dunes. Zupełnie inna liga niż Carpenter, całkowicie inny rodzaj horroru. W swojej kategorii mało ma równie intensywnych i konkretnych obrazów.
+ jeszcze cała masa która teraz nie przychodzi mi do głowy.
(Sick pamietasz o mnie jeszcze?
)
odpisałem ci na PW