Strony: [1] 2 3   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Quentin Tarantino  (Przeczytany 20619 razy)
Stebbins

*

Miejsce pobytu:
Dorne




WAR is NOT the ANSWER

« : Stycznia 20, 2013, 15:14:28 »

Sam się sobie dziwię że ten temat wcześniej nie powstał, więc teraz (również na życzenie ;) ) :



Quentin Jerome Tarantino (ur. 27 marca 1963 w Knoxville w stanie Tennessee w Stanach Zjednoczonych) ? amerykański reżyser i scenarzysta filmowy, jeden z głównych przedstawicieli postmodernizmu filmowego (obok Davida Lyncha oraz braci Coen).

Sławę zdobył pastiszami dramatów gangsterskich (Wściekłe psy, Pulp Fiction ? nagrodzony Złotą Palmą i Oscarem), charakterystycznymi ze względu na brutalność i nawiązania do kultury masowej. Dalszy etap jego twórczości stanowią między innymi dramat Jackie Brown, dwuczęściowy film sensacyjny Kill Bill i komediodramat wojenny Bękarty wojny. Tarantino działał także jako producent i aktor.


Quentin Tarantino zaliczany jest do twórców należących do postmodernizmu filmowego charakteryzującego się drastyczną przemocą, deformacją rzeczywistości i licznymi nawiązaniami do kultury masowej. W filmach reżysera zawarte są: komediowo i ironicznie potraktowana, niekiedy dosłownie wyrażona przemoc; ostentacyjne poglądy rasistowskie niektórych bohaterów (na przykład wielokrotne użycie słowa nigger w Pulp Fiction); silnie akcentowana niezależność postaci kobiecych; a także swobodny kolaż różnych kultur i stylów. Główną obsesję Tarantino stanowi fascynacja kinem i jego możliwościami kreowania własnej rzeczywistości, stąd jego filmy są pełne eskapizmu.

Tarantino bierze na warsztat różnorodne filmy klasy B, wliczając spaghetti westerny, azjatyckie kino sensacyjne oraz niskobudżetowe horrory, przy czym zapożycza on i parodiuje sceny w nich występujące. Przykładowo zawarł we Wściekłych psach scenę obcinania ucha z filmu Django w reżyserii Sergia Corbucciego, również Kill Bill jest pełen nawiązań do różnorodnych filmów klasy B: od Głębokiej czerwieni Daria Argento do Gry śmierci z Bruce'em Lee. Szczególne miejsce wśród jego klasyków zajmuje Sergio Leone; między innymi we Wściekłych psach są zawarte scena oblewania człowieka benzyną (z Dawno temu w Ameryce) i pojedynek trzech ludzi (z Dobrego, złego i brzydkiego), a sceneria Bękartów wojny przypomina wioskę rodem z westernu Pewnego razu na Dzikim Zachodzie.

Charakterystyczne dla stylu Tarantino są również niedopowiedzenia oraz dbałość o stronę estetyczną (szczególnie widoczną przy pierwszych jego filmach, które kręcił wraz z operatorem Andrzejem Sekułą) i dialog


Tarantino miał dużo wspólnego z róznymi produkcjami (np. Sin City czy Cztery pokoje) ale dla mnie QT to:

- Wściekłe psy,
- Pulp Fiction,
- Jackie Brown,
- Kill Bill vol. 1,
- Kill Bill vol. 2,
- Death Proof,
- Bękarty wojny
- Django
.

Osobiście uwielbiam gościa i jego styl, film Tarantino poznałbym po 10 latach śpiaczki; gdyby mnie obudzono i pokazano 10 filmów nowych w tym jeden Quentina to wiedziałbym który to;]
Niesamowita dbałość o detale (wizualnie), kapitalne dialogi, świetnie wykreowane postaci.
Za każdym razem widać że film robił gość który jest maniakiem kina i ktory naoglądał się tych filmów chyba z milion bo każdy jego film jest robiony dla  uciechy widza! Nie ma tu siłowania sie na pseudointeligentny bełkot (Lynch), humor nie jest narzucany niby mimochodem a jednak na siłe (Coen); wszystko jest jasne, wyraziste i do mnie akurat trafia.
I te pomysły! Niby jakies filmy są hołdami dla jakiegoś gatunku itp, ale ludzie na pomysł Kill Billa bym nie wpadł, tak samo Bękarty :)
Co prawda dwa pierwsze filmy były majstersztykami i wielu mówi że na nich QT się skończył, nie mogę się z tym niestety zgodzić gdyż nawet najslabsze Death Proof mnie ujęło!
Ponadto jestem pod wielkim wrażeniem ścieżek dzwiękowych do filmów, oprócz Bękartów, w każdym filmie na soundtracku znajdowały się znakomite utwory, ba, utwory które teraz uwielbiam, a których pewnie nigdy bym nieusłyszał gdyby nie Tarantino (chociażby Across 110 st z Jackie Brown, o kawałkach z Kill Billa już nie wspomne).

Każdy jego film to niesamowita rozrywka, prawie każdy jest długi, ale się nie dłuży, mnie Tarantino zawsze potrafi wciągnąc na te 2 czy 3 h w swój świat i chyba o to chodzi w magii kina, żeby dać się wciągnąć i oczarować obrazowi

Temat tak na szybko bo się zbieram z domu ale na pewno wieczorem zedytuje o powiem słów kilka o Django :)
Zapraszam do dyskusji.

Zapisane

"Podróż donikąd też zaczyna sie od pierwszego kroku."

(Ch. Palahniuk 'Rozbitek')
Yave

*

Miejsce pobytu:
Warszawa

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



Kaizoku Ou Ni Ore Wa Naru

« Odpowiedz #1 : Stycznia 20, 2013, 17:26:15 »

Co tu więcej pisać? Dla mnie geniusz, reżyser kompletny, każdy film to znakomite dzieło. W ciemno mogę oglądać każdą produkcję bo wiem, że się nie zawiodę. I wcale nie skończył się na PF, jak mówią ludzie, wtedy dopiero zaczął się rozkręcać. Filmy trafiają do mnie całkowicie, humor jest inteligentny, tak samo jak dialogi. I mógłbym tak wymieniać i wymieniać, bo dla mnie ten gość chyba nie ma wad, może poza powydłużanymi niektórymi scenami.
I tak jak Stebbins napisał, muzyka w jego filmach to mistrzostwo. Nawet wyłącznie dla niej można jego filmy oglądać :D
Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #2 : Stycznia 20, 2013, 18:07:58 »

Pulp Fiction będzie zawsze w mojej 10 ulubionych filmów. I nie obchodzi mnie, że niektórzy mówią że ten film to wcale nie jest taki dobry, jak się go obejrzy kilka razy. Ostatnio jest jakaś moda jest na niszczenie filmów które kiedyś były uznane za objawienia (to samo ostatnio przeczytałem o American Beauty). Pulp Fiction było, jest i będzie objawieniem :D Oglądałem go już z naście razy i zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem :) Wściekłe Psy też mi się podobały, ale nie aż tak :haha: Jackie Brown mi już nie podszedł, było tam kilka dobrych scen ale ogólnie byłem rozczarowany... chyba miałem zbyt duże wymagania po Pulp Fiction.

Kill Bill. Myślałem że to będzie mój ulubiony film w tamtym roku... niestety, nie spodobał mi się :( Nie podobało mi się rozbicie tej historii na dwa filmy (dwójka była znacznie lepsza). Może moja wiedza na temat filmów kung-fu okazała się zbyt mała żeby wyłapać te wszystkie mrugnięcia w stronę widzów i ukłony dla mistrzów tego gatunku... a może tych mrugnięć było zbyt dużo. Nie jestem fanem Kill Bill, ani trochę  :haha:

Death Proof. Dla mnie powrót QT do formy. Świetnie się na nim bawiłem. Oceniam go wyżej niż Planet Terror, a myślałem przed seansem że będzie inaczej  :) Bękarty. To jest Quentin w formie jak za czasów Pulp Fiction. Arcydzieło i tyle. Django. Jeszcze nie widziałem. Spodziewam się czegoś bardzo dobrego. Jeszcze wspomnę, że uwielbiam Prawdziwy Romans i Urodzonych Morderców, przy których QT maczał palce :)

QT nie ma w mojej czołówce ulubionych reżyserów ale szanuję jego dorobek, doceniam że sam pisze scenariusze i jak wszyscy jaram się muzyką z jego filmów  :D Bez dwóch zdań jest jednym z najciekawszych współczesnych filmowców.
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
ciach_eemuu_ciach

*

Miejsce pobytu:
Łaziska Średnie

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



Where is Jessica Hyde?

« Odpowiedz #3 : Stycznia 20, 2013, 18:10:52 »

Ogólnie o twórczości Tarantino wypowiem się potem. Teraz tylko o najnowszym filmie Quentina.

Django
Jestem rozczarowany tym filmem. Miał być rewelacyjny a jest tylko świetny :D Film ma wszystko to co kocham w twórczości Tarantino: świetne postacie, inteligentne i zabawne dialogi, rewelacyjny soundtrack, świetny scenariusz. Nawet znienawidzony przeze mnie Jamie Foxx okazał się odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Świetny DiCaprio i Waltz. Rewelacyjny Samuel L. Jackson. Aż dziw bierze, że to nie on jest nominowany do Oscara. Bardzo zgrabnie i w swoim stylu Tarantino potraktował temat niewolnictwa. Co mi się nie podobało: film jest odrobinę za długi, napięcie siada na 20 minut przed finałem, sama finałowa scena strasznie przypomina mi scenę z pierwszego Kill Billa (przed walką z O-Ren Ishii). Trochę też odniosłem wrażenie, że Tarantino tym filmem zaczyna zjadać swój własny ogon. Fajnie, kolejny film o zemście (uwielbiam) ale serio chciałbym zobaczyć coś innego. A tak to zaczynam mieć wrażenie, że jedynie realia historyczne się zmieniają i sposób eksterminacji niemilców. A reszta jest taka sama :) Film na 8
Zapisane
Stebbins

*

Miejsce pobytu:
Dorne




WAR is NOT the ANSWER

« Odpowiedz #4 : Stycznia 20, 2013, 22:01:53 »

To ja jeszcze dokoncze że mi z Tarantino najbardziej podoba sie Kill Bill vol.1, nie wiem dlaczego, jest tam sporo kiczu ale ma to swoj urok niepowtarzalny!! Na drugim Wściekłe psy. Pozniej to nie wiem, moze Pulp fiction, bo sorry ale ja jako duzy fan obejrzalem PF 2 razy i...no dwa poprzednie sa lepsze moim zdaniem.
Bękarty są spoko, kapitalni Waltz i Pitt! Świetny klimat wojny, troszke sztuczne za bardzo z tą bombą, ale ogolnie bardzo dobrze.

Death Proof najslabsze, ale klimat lat w ktorych jest osadzone bardzo dobrze oddany :)

No i Django.

Bardzo fajny i musze go oejrzec kolejny raz, nie zrobil na mnie az takiego wrazenia jak KB czy Wsciekle psy, nie wiem nawet czy jest lepszy od Bekartow... takie mialem mysli przez spory kawałek oglądania filmu ale im dalej ogladalem i teraz jak tak sobie mysle... całkiem fajny film! :)
Ogolnie to skandalem jest ze Waltz dostal Globa i ma nominacje do Oscara, ale to Samuel L. Jackson i Leo byli gwiazdami tego show!!
Waltz bardzio dobrze, jednak dla mnie wyzej wymieniona dwojka bardziej na plus, Leo to w ogole kozaczył ;]
Sam Django slabiej niz reszta ale tez dawal rade.
Znowu świetna muzyka, kilka klawych dialogów :D
Brutalnosc? No cos tam było :P akcja pol godzinyt przed koncwem filmu mistrzostwo !!
Bardzom dobry, nadal Tarantinowe, choc po 1szym obejrzeniu nie jest to TOP Tarantino, ale mocno daje rade :)

Takie 8,5/10
Zapisane

"Podróż donikąd też zaczyna sie od pierwszego kroku."

(Ch. Palahniuk 'Rozbitek')
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #5 : Stycznia 21, 2013, 14:09:37 »

Na razie krótko :)

Pulp Fiction to jeden z moich filmów wszech czasów. Okolice 5-go miejsca, jak sądzę ;) Oglądałem kilka razy i w zasadzie za każdym razem wywoływał coraz to większe wrażenie. Zawsze jednak nieco nudzę się na wątku Bruce'a Willisa :)

Wściekłe Psy oglądałem tylko raz i mam tak jak HAL - też mi się podobało, ale nie aż tak. Moim zdaniem Pulp Fiction to tak jakby lepsza wersja Psów. Tu jeszcze czegoś brakuje.

Jackie Brown jakoś nigdy nie widziałem, natomiast nikt nie wspomniał o filmiku z "4 pokoi". Ok, ale akurat wolałem ten stworzony przez Rodrigueza.

Dalej, Kill Bill. Rozczarowanie, niestety. Akurat wychowałem się na kinie kung-fu i te nawiązania wydały mi się tyleż czytelne, co oczywiste. Błaha historia i w zasadzie brak odjazdowych dialogów, które do tej pory były znakiem firmowym Tarantino. No i wcześniej bywało tak, iż biorąc na warsztat wytarte motywy, Tarantino tworzył zupełnie nową jakość. Nie jestem pewny, czy o tej nowej jakości można w przypadku Kill Billa mówić. Wyszedł film zaskakująco drętwy, jak na tego reżysera a końcówka - choć już jej dokładnie nie pamiętam - okropnie mnie rozczarowała. Ale przyznam, iż obie części widziałem po jednym razie, może gdy to sobie obejrzę na spokojnie, bez oczekiwań, to mnie to jakoś bardziej przekona.

Death Proof - najsłabszy jak dla mnie Tarantino. Zdanie o wytartych motywach i braku nowej jakości można zakończyć wykrzyknikami. Początek obiecujący, pojawiły się jakieś sensowne dialogi, ale im dalej, tym gorzej. Ja wiem, że to kicz zamierzony, ale dla mnie - zbyt nachalny. I na kiczu się kończy, nie ma tu żadnej głębi, która sama w sobie z takiego Pulp Fiction wyłazi.

I gdy się już niczego po tym twórcy nie spodziewałem powstały Bękarty... Świetny film, dla mnie nr 2 po "Pulp Fiction". niby parodiujący i odświeżający znane motywy kina wojennego, ale nie ucierpiało na tym napięcie, takie rodem z "Tylko dla orłów". Niektóre sceny wciskają w fotel i to mruganie okiem do widza od czasu do czasu nijak tego efektu nie niweluje. No i ten Waltz...

Django mam nadzieję wkrótce zobaczyć.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 21, 2013, 17:58:19 wysłane przez p.a. » Zapisane
Ciacho

*

Miejsce pobytu:
Bytom

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



WWW
« Odpowiedz #6 : Stycznia 21, 2013, 19:21:28 »

Dla mnie szalenie oryginalny reżyser. Nie mam weny, aby rozpisywać się na temat wszystkich filmów. Każdy na ocenę co najmniej dobrą i bardzo oryginalny. Pierwszy raz miałem chyba styczność przy okazji Kill Billa, którego obie części mi się podobało. Najlepszy film to dla mnie "Bękarty" i nie mogę do dzisiaj pogodzić się, żę przegrały w nagrodach z The Hurt Locker. Kapitalny film! Poza tym narobiliście mi ochoty na "Pulp fiction", który widziałem też bardzo dawno. Trzeba sobie odświeżyć przez weekend, wtedy coś tu jeszcze skrobnę. :)
Zapisane

"W głębi duszy zdajemy sobie sprawę z własnej głupoty, a poświęcamy zbyt wiele czasu albo na ukrywanie tego, albo na udowadnianie, głównie sobie, że tak nie jest"-Jonathan Carroll

http://swiat-bibliofila.blogspot.com
www.facebook.com/swiat.bibliofila
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #7 : Stycznia 21, 2013, 20:30:41 »

Django jest bardzo dobry, faktycznie Samuel odwalił mistrzostwo ;) Nie chce mi się opisywać co i jak ale mocne 9/10 można dać spokojnie. Klasyka!!!
Zapisane
Stebbins

*

Miejsce pobytu:
Dorne




WAR is NOT the ANSWER

« Odpowiedz #8 : Stycznia 21, 2013, 22:54:10 »

Apropos Django i soundtrackow to i w trakcie filmu i jak posluchalem calosci to dwa utwory:

<a href="http://www.youtube.com/watch?v=_bdOTUocn5w" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=_bdOTUocn5w</a> i <a href="http://www.youtube.com/watch?v=qCem6QhOexg" target="_blank">http://www.youtube.com/watch?v=qCem6QhOexg</a>

Moze to nie Battle of.., albo Son of ..., ale bardzo dobre utwory, genialnie wkomponowane w film! :) Bękartom właśnie tego brakowało- wg mnie soundtrack tam byl najslabszy ze wszystkich Tarantino, co u mnie zanizalo ocene calosci, gdzie film był świetny.

edit:
obejrzalem 2gi raz i podwyzszam Django do 9 :) heh, tak prosta historia a jak fajnie pokazana :)
« Ostatnia zmiana: Stycznia 23, 2013, 22:04:18 wysłane przez Stebbins » Zapisane

"Podróż donikąd też zaczyna sie od pierwszego kroku."

(Ch. Palahniuk 'Rozbitek')
Paweł Mateja

*




« Odpowiedz #9 : Lutego 01, 2013, 22:00:33 »

W kilku słowach: uwielbiam wszystko, co Tarantino zrobił, ze szczególnym uwzględnieniem "Pulp Fiction", "Wściekłych psów", "Bękartów wojny" i... "Django". W ogóle nie rozumiem, jak można się tym ostatnim nie zachwycać. Dla mnie po prostu film kompletny i obłędnie dobry. Aktorstwo, muzyka, dialogi, zdjęcia i humor i mogę tak wymieniać dalej - wszytko rewelacyjne. Lata mijają, a ten skubany ma coraz więcej szalonych pomysłów i artystycznej odwagi.
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #10 : Lutego 04, 2013, 11:26:12 »

Wczoraj wybrałem się wreszcie na "Django". Ogólny wniosek: Tarantino dalej w formie, "Bękarty..." nie były jednorazowym wyskokiem pogrążonego w kryzysie twórcy ;) "Django" to kolejny film potwierdzający, jak błędne jest zasłyszane gdzieś powiedzenie, iż ważna jest historia, a nie opowiadający. Nic bardziej mylnego, ta sama historia w rękach innego twórcy wypadłaby przeciętnie, a ten film momentami ociera się o geniusz. Jest przewrotna fabuła, kapitalne dialogi, którymi można by obdzielić kilka filmów (w zasadzie każda kwestia wypowiadana przez Waltza jest obłędna), sporo humoru, świetnie nakręcone sceny - również te brutalne, jatka w końcówce jest poetycka wręcz. Do tego bezustanne mruganie okiem do widza - słowem wszystko to, za co kochamy Quentina :)

Ale, co by nie było za różowo... Film wydał mi się nieco za długi. Miewał słabsze momenty, dałoby się go chyba skrócić o jakieś 20 minut może. Choć niewykluczone, że na takiej opinii zaważył zaduch na sali kinowej - nie umiałem już tam wytrzymać :) I zgadzam się też z ciach_eemuu_ciachem, iż miałem wrażenie pewnej powtórki z rozrywki, że zmieniły się realia historyczne, ale historia taka jakby znajoma.

Co do aktorów, dla mnie to jednak Waltz był poza wszelką konkurencją. Rola Samuela L. Jacksona jednak trochę ograniczona do kilku min, zabawna (choć nie do końca) była jego postać, pomysł na nią, sama gra wynikała z tego właśnie pomysłu i w dużej mierze polegała na robieniu głupawej, służalczej miny, kiwaniu głową i robieniu za "echo" di Caprio.

I jeszcze w kwestii ulubionej sceny: na chwilę obecną to ta związana z Ku Klux Klanem :D Arcydzieło :D
« Ostatnia zmiana: Lutego 04, 2013, 11:35:10 wysłane przez p.a. » Zapisane
J1923

*

Miejsce pobytu:
Sto(L)ica

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #11 : Lutego 04, 2013, 12:21:06 »

W końcu i mi się udało wczoraj pójść do kina na Django, to i ja w końcu podzielę się moją opinią na temat tego pana. Bardzo cenię go jako reżysera, bo jest po prostu cholernie sprawny i znacznie się wybija na tle innych. A to, że jest wybitny, może poświadczyć fakt, jak wypada przy swoich naśladowcach robiących coś "na Tarantino". Zazwyczaj różnica klas.

Teraz do jego filmów:
-Wściekłe psy: bardzo dawno temu widziałem i niewiele mogę powiedzieć, pamiętam tylko, że mi się podobały i to wszystko fajne było. Ocenę na fw mam 7/10.
-Pulp Fiction: specyficzne podejście do filmu, niekonwencjonalny scenariusz, kultowe dialogi, ciekawe kreacje aktorskie. Wszystko spoko, ale nadal nie rozumiem fascynacji tym filmem :) Tyż 7/10
-Cztery pokoje: cały film mi się średnio podobał, męczący Tim Roth, niespójność filmowa i dużo słabszych momentów. Segment Tarantino jak dla mnie taki sobie (w przeciwieństwie do fantastycznego Rodrigueza).
-Jackie Brown: naprawdę świetny film, bardzo dobrze skrojona akcja, ciekawe postaci, intryga od początku do końca trzyma w napięciu i to wszystko polane tarantinowskim sosem. 8/10
-Kill Bill & Kill Bill 2: mnie to w ogóle takie filmy nie kręcą, a to niestety sieczka, co z tego, że ładna skoro sieczka. Ja po prostu nie znoszę nadmiaru głupoty w filmach, odrzuca mnie to od nich. A w obu częściach tego nie brakuje. 5+/10
-Sin City: pierwszy film, przy którego reżyserii maczał palce Tarantino, na którym byłem w kinie i ... pierwszy film, z którego chciałem wyjść z kina przed końcem. Ekranizacja komiksu to już dla mnie była dość odpowiednia rekomendacja, ale zachęciły mnie bardzo dobre opinie w mediach. A ten film to straszna kupa fabularna i właściwie odznacza się tylko formą realizacji, która rzeczywiście jest bardzo ciekawa i plastyczna, tego jeszcze nie było w kinie. 4/10
-Grindhouse:Death Proof: tutaj natomiast słyszałem słabe opinie i podejrzewałem, że może to być istna tragedia, a mi się film spodobał. Taki lekki, nieskomplikowany, ale bardzo przyjemnie mi się go oglądało i naprawdę dobrze się na nim ubawiłem. Wszystko to ładnie podane. 6/10
-Bękarty Wojny: wpierw obawa, idę do kina na film Tarantina :) i to jeszcze o Żydach co eksterminują nazistów zabawiając się z nimi w niekonwencjonalny sposób, a to się okazało najprawdziwsze arcydzieło. Film absolutnie kompletny, w każdym calu idealny. Świetny scenariusz, w którym dramaturgia łączy się ze scenami humorystycznymi i to jakimi scenami. Brad Pitt i spółka rządzi. Nie dość, że cała fabuła wciąga, to jeszcze co chwilę cud sceny. Jakie wyczucie, jaka wyrazistość. Na dodatek świetnie dobrana oprawa wizualna, ale także i muzyczna. No i to aktorstwo: po raz pierwszy większej publiczności przedstawił swój geniusz i kunszt Christoph Waltz. No wiadomo, jedna z największych ról w historii kina, ale i inne nie odbiegają, fenomenalny jest Brad Pitt, wyjątkowa i zmysłowa Melanie Laurent. Właściwie każda postać jest tu zgrabnie skrojona, a przecież jest ich tak wiele. Co tu wiele gadać wszystko to gra i huczy! 10/10 - jeden z moich ulubionych filmów. I to taki, po obejrzeniu którego w kinie, miałem ochotę od razu iść na ponowny seans!
-Django: po Bękartach bardzo czekałem na ten film, wydawał się zakręcony i pomyślałem, że jak Tarantino utrzyma formę, to będzie małe arcydzieło. Niestety ja się bardzo zawiodłem na tym filmie, naprawdę znaczne było moje rozczarowanie. Przede wszystkim podczas oglądania tego filmu miałem wrażenie, że gdzieś to już widziałem, że to już się powtarza. Jak na Tarantino za mało było świetnych dialogów i scen humorystycznych (kapitalna dla mnie była tylko scena "maskowa", ponadto uśmiechnąłem się może ze dwa razy). Cała fabuła tego filmu jak dla mnie zbyt miałka, scenariusz nie porywał, na dodatek sposób prowadzenia akcji mnie momentami nudził, ten film po prostu był za długi. Postaci też rozczarowujące, bez głębi. Oczywiście porwał Waltz, potrafił zaintrygować Di Caprio, ale już chwalony tu Samuel L. Jackson mnie rozczarował, dla mnie to było zbyt przerysowane, za mało realistyczne, mnie on nie przekonał. Niestety też Tarantino wrócił tym filmem do sieczki. Końcówka dla mnie była wprost niestrawna. Dodatkowo irytował mnie wybór muzyki. Nie jest to na pewno zły film, lecz ja się nim cholernie rozczarowałem, liczyłem chyba na zbyt wiele. Zapamiętam go jako sprawny film z naprawdę niezłymi momentami, jednak ze stosunkowo słabą całością. Moja ocena 6+/10.
« Ostatnia zmiana: Lutego 04, 2013, 12:36:29 wysłane przez J1923 » Zapisane

PIŁKA NOŻNA DLA BANDYTÓW!!! Gra jaki to film NOWA LISTA: https://docs.google.com/document/d/1j5W9T3ORWWTjePVR1hwrIwJWa1Yr09A4dkSc_fNJ3E0/edit
Ciacho

*

Miejsce pobytu:
Bytom

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



WWW
« Odpowiedz #12 : Lutego 04, 2013, 19:28:48 »

Zobaczyłem w sobotę najnowszy twór, tj. : Django. Myślałem, że "Bękarty" to będzie jedyny dla mnie film Quentina, który ocenię na fulla i będę oglądał w 100% smakując się każdym detalem. Aktorstwo, fabuła, muzyka... a co ja się będę, lakonicznie: Majstersztyk!
Zapisane

"W głębi duszy zdajemy sobie sprawę z własnej głupoty, a poświęcamy zbyt wiele czasu albo na ukrywanie tego, albo na udowadnianie, głównie sobie, że tak nie jest"-Jonathan Carroll

http://swiat-bibliofila.blogspot.com
www.facebook.com/swiat.bibliofila
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #13 : Lutego 05, 2013, 14:46:54 »

Ciekawe, już trzy osoby - łącznie ze mną - pisały o wrażeniu powtarzania się... czyli jest coś na rzeczy, bo my się tu, panie, znamy na filmach ;)

W ramach uzupełnienia - sam dałem "Django" 7/10, choć mocna to siódemka. Co do opinii Jota nt. tego filmu, to w sumie mniej więcej się zgadzam (i w kwestii powtórki z rozrywki, i np. w kwestii pewnej nudy, jaka wkradła się w akcję), ale nie z brakiem humoru - osobiście byłem zachwycony prawie każdą kwestią wypowiadaną przez Waltza, siłą rzeczy więc i dialogi były znakomite (choćby ten początkowy, wejście Waltz miał świetne). Ale cieszę się też, Drogi Jocie, iż jesteś pierwszą - nie licząc mnie - osobą, której Samuel L. Jackson nie powalił :D
Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #14 : Kwietnia 05, 2013, 11:07:05 »

Wreszcie obejrzałem Django.

Podobało mi się  :) Pierwsza godzinka to kino doskonałe. Idealne wyważone proporcje pomiędzy dialogami i akcją oraz makabrą i humorem. I tak sobie oglądałem z przyjemnością, myśląc a to już chyba niedługo będzie końcówka... Zerknąłem na czas... a tu jeszcze nawet do połowy nie dotarłem  :haha: Film jest długi ale nie nudziłem się ani trochę. Znak firmowy Tarantino tym razem też mi się bardzo podobał: Legendarnie długa scena przy stole gdzie aktorzy prowadzą wojnę na słowa ;) A dopiero potem totalna jatka  :D Tylko on potrafi napisać tak długą scenę i nie zanudzić widza na śmierć  :haha: Aktorsko film też jest mocny. Foxx był całkiem niezły. DiCaprio bardzo dobry. Ale show ponownie ukradł Waltz :) Tarantino napisał mu genialną postać a Waltz zagrał ją jak z nut. Jedyne rozczarowanie to muzyka. Przyzwyczaiłem się do tego, że wszystkie piosenki które wybiera idealnie pasują do obrazu... ale w tym filmie było parę zgrzytów. W tym aspekcie mogło by być trochę lepiej.

Ja daję 9/10... już za samą scenę z Ku Klux Klanem :roll:
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
Mandriell
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Częstochowa

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



SHADYXV

WWW
« Odpowiedz #15 : Października 25, 2013, 09:50:24 »

To ja muszę stanąć w obronie "Django". Dla mnie to wreszcie idealny pod każdym względem film Quentina. Jedynie nie rozumiem tych wiecznych zachwytów nad Waltzem. Był znacznie lepszy w Bękartach, tamta rola to zdecydowanie jego życiówka. Miał też słabszych aktorów wokół siebie. W "Django" niepodzielnie rządził DiCaprio. Scena, w której tłumaczył dlaczego biali są wyższą rasą od czarnych to istna perełka kinematografii. Dla mnie to jedna z tych scen, które zapamiętam do końca swoich dni. Tym bardziej wiedząc, że DiCaprio naprawdę się zranił tą pękniętą czaszką i od momentu skaleczenia duża część to jego improwizacja była.
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Choćby za tą scenę to on powinien mieć tego Oscara, a nie Waltz, który był zwyczajnie gorszy od DiCaprio. Jednak u Tarantino znacznie lepsi są antagoniści. To oni mają znacznie większe pole do popisu i Leoś po prostu wgniótł całą  obsadę w ziemię swoją rolą. To jego demoniczne spojrzenie, gra mimiką, głosem. Pomijam kwestie, bo to w dużej mierze zasługa samego Tarantino. Dlatego też zupełnie nie rozumiem ponownego przyznania i globa i oscara Waltzowi, bo tym razem zupełnie na to nie zasługiwał. Odegrał swoją rolę dobrze, nawet i bardzo dobrze, ale jakoś w moim odczuciu zbyt dużo w nim było tej maniery Landy.


I wreszcie u Tarantino po długim czasie film, który jest jedną ciągłością. To mi się spodobało, dało wrażenie większej spójności, i powagi do podejmowanego tematu. Nie wiem czy był to celowy zabieg Quentina, czy wyszło mu "przypadkiem", ale "Django" wreszcie jest filmem z głębszym i poważniejszym przesłaniem, a nie tylko zabawą konwencją, gagami, i kultowymi tekstami. Najnowszy film Tarantino wreszcie ma znacznie więcej poważnych motywów, jest spójny, i są momenty,
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
gdy człowiekowi kopara opada i bierze Cię na przemyślenia o ludzkiej naturze. Wcześniej nigdy przy oglądaniu Tarantino mi się to nie zdarzyło, wcześniej każdy film to była czysta rozrywka i kupa śmiechu. Teraz WRESZCIE poza genialną rozrywką dostałem coś więcej, zmuszony byłem do kilku głębszych przemyśleń a i nawet zdarzyło się, że było mi jakoś niefajnie z tym, że jestem jednym z przedstawicieli rasy ludzkiej. Choćby i dlatego "Django" stawię wyżej niż "Bękarty" i "Wściekłe psy". I właśnie - ktoś wcześniej przytoczył zarzut czystej sieczki - właśnie mam wrażenie, że w tym filmie taka czysta sieczka ku uciesze widza była tylko w finałowej scenie, a wszelkie poprzednie naparzanki i krwiolejstwo miały jakąś tam głębię fabularną.

Muzyka też była rewelacyjna, i tu ponownie miałem wrażenie, że bardziej niż w innych filmach Tarantino postawił na dopasowanie utworów do konkretnych scen. Nie chodzi mi o samą warstwę dźwiękową, że to współgrało, bo momentami może faktycznie coś mogło komuś przeszkadzać, ale o połączenie słów z piosenek z tym, co widzieliśmy na ekranie. To takie "dopowiedzenie" często było do konkretnej sceny, albo dopełnienie do całości.

Dla mnie "Django" to zdecydowanie najlepszy film, jaki wyszedł Quentinowi, później jest długo długo nic, dopiero później "Wściekłe psy" i "Bękarty wojny". Mam nadzieję, że kolejny jego film przynajmniej dojdzie do takiego samego poziomu jak "Django", bo o tym, czy przebije to mam wątpliwości. Przynajmniej w moim rankingu.
Zapisane

p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #16 : Października 25, 2013, 12:10:39 »

Tak sobie myślę, że z pewnością zrobię sobie powtórkę z "Django" za jakiś czas, bo przyznam, iż część moich negatywnych wrażeń mogła wziąć się stąd, iż w kinie zrobił się "lekki zaduch" ;) Choć nie zmienię raczej zdania w kwestii, iż film można by było okroić o 20-30 minut. Tym niemniej jestem ciekawy powtórki. Ale to tak za rok może.

Co do Waltza/DiCaprio... No mi się akurat Waltz bardziej podobał, co nie zmienia faktu, iż DiCaprio jest aktorem koszmarnie niedocenianym; wielu słabszych od niego aktorów ma na swoim koncie wiadomą statuetkę, a u Leosia czasem nawet z nominacją ciężko...

Piszesz o innych filmach Tarantino, a nie wspomniałeś o "Pulp Fiction" - a przecież ten film, w odróżnieniu od paru innych (z naciskiem na "Kill Bill' i "Grindhouse"), też był filmem głębszym, z przesłaniem. Choć też nie wiem, czy nie wyszło tak przypadkiem :) W każdym bądź razie w żadnym innym filmie nie "opadła mi kopara" tak bardzo, jak w końcówce "Pulp Fiction" właśnie. Co do powagi tematu w Django... No niby tak, są tam takie sceny, które są argumentem za, z drugiej strony jednak kontrastuje z nimi końcówka, w której jatka jest wręcz radosna. W takich "Bękartach..." też kilka scen było poważniejszych, bardziej wstrząsających, aniżeli po-tarantinowsku-zabawnych (chociażby ta otwierająca całość, zresztą może najlepsza w całym filmie). Tak więc ja aż takiej różnicy pod tym względem nie widzę.
Zapisane
Mandriell
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Częstochowa

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



SHADYXV

WWW
« Odpowiedz #17 : Października 25, 2013, 13:55:07 »

Mi właśnie "Pulp Fiction" z tych "lepszych" Tarantino (właśnie pomijając Kill Bille, Grindhouse. Nie widziałem też do tej pory Jackie Brown) podoba się najmniej. Może też dlatego, że zbyt często wśród moich znajomych ten film jest gloryfikowany i widziałem go tyle razy, że na samą propozycję ponownego seansu uciekam w popłochu bądź rzucam gniewne spojrzenie :D :D :D

Pulp jest też dla mnie takim filmem najbardziej na siłę. Na siłę przekombinowany, na siłę inny. Jedynie dobrze, że nie jest na siłę śmieszny. Podoba mi się też ten film jako satyra Ameryki, jednak jakiegoś mocnego wrażenia ten film na mnie nie zrobił. Aż dziwne, bo kiedyś właśnie za ten film pokochałem manierę Quentina Tarantino. Teraz, po niemalże 15 obejrzeniach (+/-) jakoś wiele wątków mnie męczy i coraz częściej mam wrażenie, że ten film to ładnie nadmuchany balonik, który za pierwszym razem budzi nieskrywaną radość, ale kiedy powisi nad sufitem kilka dni, staje się coraz mniej okazały i widać coraz więcej wad.  Dla mnie w sumie za mało jest wątku Willisa, bo fragmenty z nim lubię najbardziej. Zdecydowanie za mało czasu w filmie dostał Tim Roth. Męczy mnie natomiast niemal każda chwila, gdy na ekranie jest Mia Wallace. Biorę jednak poprawkę, że reżyser zwyczajnie od czasów "Pulpy" bardzo się rozwinął i teraz tworzy lepsze filmy.
Zapisane

p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #18 : Października 25, 2013, 14:14:18 »

Myślę, że gdybym jakikolwiek film zobaczył 15 razy, to by mi obrzydł :D Sam "Pulp Fiction" widziałem bodaj 4 razy i w zasadzie za każdym razem podobał mi się bardziej, ale też nie zamierzam w najbliższym czasie (czytaj: w ciągu najbliższych kilku lat) oglądać go ponownie. Podobnie przy 5-tym razie z "Forrest Gumpem" stwierdziłem, że na razie wystarczy, miałem już lekkie wrażenie przesytu. Powstaje jednak pytanie: czy ganić film za to, że po 15 razach zauważa się w nich jakieś minusy, czy też raczej wychwalać z tego powodu, iż w ogóle chciało się go nam 15 razy obejrzeć? :) Wszak większości filmów zapewne nie oglądasz aż tylu razy :) Sam staram się przyjmować postawę nr 2, choć czasami, przy którymś z kolei obcowaniu z jakąś produkcją, miałem np. ochotę, by obniżyć ocenę, etc.

Natomiast co do samego PF, to mnie akurat wątek Willisa zawsze najbardziej w filmie męczył i powodował, iż nigdy nie wystawiałem mu 10/10, a "tylko" 9/10 :)
Zapisane
Mandriell
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Częstochowa

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



SHADYXV

WWW
« Odpowiedz #19 : Października 26, 2013, 10:11:57 »

Wiesz, ja akurat mam tak, że jak jakiś film bardzo lubię albo w jakiś sposób na mnie oddziałuje pozytywnie, to często oglądam wielokrotnie dany film. Mam nawet w domu specjalną półkę na filmy, które są do "wielokrotnego użytku" :)

To PF to przynajmniej z 8 razy było obejrzane na imprezach, spotkaniach ze znajomymi, także to też swoje zrobiło.
Mimo to, Pulp jest nadal dla mnie filmem bardzo dobrym, tyle, że kiedyś za pierwszym obejrzeniem dałem 10, później spadło na 9, teraz zostało 8 i wiem, że na pewno ocena nie spadnie, bo to jest zacny film. Tyle tylko, że na liście Tarantinowskiej jest u mnie na 4 miejscu i że się tak powtórzę - uważam, że od tego czasu Tarantino zrobił lepsze filmy.
Zapisane

Strony: [1] 2 3   Do góry
Drukuj
Skocz do: