JUŻ SIĘ NIE SMUĆ BEN MISZCZU, LECĘ POCIESZAĆ, BO FILM JEST WYJEBANY W KOSMOS AŻ NA KRYPTON I Z POWROTEM, A TY JESTEŚ JEGO NAJJAŚNIEJSZYM PUNKTEM, TY PERFEKCYJNY BRUCIE WAYNIE TY
TEN FILM POWINIEN NAZYWAĆ SIĘ "BvS: MADE FOR YAVE"!!!!
Tak, nadeszła chwila, na którą nikt nie czekał, czas na moje zachwyty nad BvS!!! Nerdgasm za nerdgasem nerdgasm pogania. Ostrzegam tylko, że nie będzie to ocena filmu, ale ocena komiksowej adaptacji, bo ja inaczej nie umiem
Ale zanim to, ciekawa sprawa. Ja naprawdę widzę trochę złych rzeczy w tym filmie, rozumiem narzekania i z niektórymi się zgadzam, ale BvS to jest tak doskonała komiksowa adaptacja, że mam to wszystko gdzieś
Zacznijmy od tego, co dobre:
GŁÓWNE RZECZY Z SERII "DOBRE":
1) Affleck, Affleck, AFFLECK! Panie, gdzieś ty był przez całe życie filmowego DC Comics? Tak dobrze dopasowanego aktora i tak dobrego wczucia się w charakter postaci szukać można tylko u Downeya Jr! Bardzo przypominał mi Gacka z kreskówki z lat 90. Zimny, wyrachowany, trochę wyniszczony, no i okrutny! Szacun za to ostatnie! Podobnie sprawa ma się z Wonder Woman, zaraz za Batmanem najlepszej bohaterki
choć niewiele jej, to wprowadza sporo świeżości do finałowego starcia i jest o wiele bardziej kozacka niż się spodziewałem. Wiadomo, waleczna, silna i w ogóle, ale hand-to-hand z Doomsdayem? WOW!
2) Komiksowość - jak już mówiłem w poprzednich postach chyba na temat Bena - Snyder usiadł z ekipą, powiedział"chodźcie zrobimy film dla fanatyków i dla kasy za jednym razem", potem dał każdemu kilka uznanych papierowych historii DC i kazał czytać, zapamiętać i przełożyć na film. I dokładnie tak to wygląda. BvS to raj dla takiego komiksowego idioty jak ja
Naprawdę. Kozackie pojedynki, mnóstwo nawiązań i pomysłów na przyszłość, sprytnie wrzucone, nienachalne cameo, idealnie odwzorowane postaci (prawie wszystkie, ale o tym potem...) No raj po prostu
Jak w walce z Doomsdayem pojawiła się WW, i Wielka Trójca DC stanęła obok siebie przy akompaniamencie tego "Wonder Woman's Theme" to poczułem łzy wzruszenia, całe nerdowskie życie czekałem na coś takiego
3) Sceny akcji - pomijając już tytułowy pojedynek który też jest świetny
i odrobinę zaskakujący, bo to głównie Batman trzepie po mordzie Supesa a nie wymieniają się ciosami. Parę razy to mi nawet Clarka szkoda było
, finałowe pół godziny to eksplozja adrenaliny. Już Man of Steel miał mocne sceny walk, ale tam wszystko przebiegało - moim zdaniem - lekko chaotycznie, bo tylko latali i się rzucali o budynki. Tu jest lepiej, bo czasem sam Batman bierze w nich udział i ogląda się to niesamowicie.
Zabrakło mi jedynie dłuższej sceny, gdzie Supes razem z WW walczyliby z Doomsdayem
4)
Doomsday! - Hell yeah, takiego bydlaka to się nie spodziewałem. Czysta moc i strach, czuć respekt. (uwaga, czas na porównanie z Marvelem). Takiego przeciwnika brakuje w filmach z MCU, potężnego kolosa, co na strzała potrafi zdjąć pół miasta, kogoś przed kim, tak jak Supes i zdecydowanie Batman, mieliby pełne gacie. Wygląd wyglądem, ale kurde, fuck yeah Doomsday!!
5) Finał -
nie chodzi mi o walkę, ale o to, że posłużyli się wątkiem ze "śmiercią" Supermana. Każdy szanujący się fan DC wie, że pierwsze starcie na linii Doomsday - Supes to śmierć po obu stronach. I chwała za to, że scenarzyści też to zrobili. Szydziłem w duchu z ludzi, którzy po cichu mówili "taa, już to widzę, to Superman, na pewno nie zginie".
GŁÓWNE RZECZY Z SERII "ZŁE":
1)Lois Lane - ... o mój boże. Myślałem, że w kwestii "jak mocno można zniszczyć postać" twórcy Arrowa z kreacją głównego bohatera wyczerpali temat. Jednak nie. Lois zwycięża. Miota się po tym ekranie cały czas, a nic nie robi. Twórcy chyba próbowali zrobić z nią to, co udało się z Gwen w Amazing Spider-manie, czyli kobietę bohatera, która nie służy tylko jako dama w opałach. No cóż... nie wyszło. Lois jest marna, kiedy powinna być zaradna, ostra, złośliwa, stanowcza... No i ja całkiem lubię Amy Adams, ale ona pasuje tutaj tak dobrze, jak... no nie wiem, sami wybierzcie sobie przykład.
2) Amerykańskość - taa, chyba wszyscy się tego spodziewaliśmy. Nie będę tłumaczył, bo to chyba mówi samo za siebie. Autumn niżej napisała jedno zdanie, które idealnie opisuje ten zarzut. Trochę boli.
3) Początkowy chaos - no, tak było. Pierwsze 30 minut to skakanie między różnymi wątkami, zamieszanie, podrzucanie przeróżnych postaci i w ogóle nie wiedziałem w ogóle co się dzieje oprócz tego, co robi Mistrz Ben. Całe szczęście w końcu wątki Supesa i Gacka łączą się w jedno, jak nakazuje tytuł i zaczyna się porządne oglądanie.
RZECZY Z SERII "DOBRE/ZŁE"
1) Lex Luthor - kurde, nie wiem co o nim myśleć. Ta postać była piekielnie irytująca momentami, ale wybitnie lexowa. Był taki, jaki być powinien. Bezlitosny, idący po trupach do celu, owładnięty manią władzy i posiadania racji... no ale był wkurzający no
Ciężko mi się momentami oglądało (choć nie ze względu na aktorstwo, było spoko), ale do charakteru zarzutu nie mam.
2) Alfred - jeden z moich ulubionych bohaterów, a tu... takie lekkie niewiadomoco. Niby lokaj, ale niby kumpel. Coś tam mówi, ale nic konkretnego się nie dzieje. No i za mało go zdecydowanie. Więcej powinno być pseudo-rodzicielskich rozmów między Brucem i Alfiem. Szczególnie, że to Jeremy Irons, którego bardzo lubię.
A teraz tak ogólnie:
No nie był to zły film, na pewno nie. Momentami walił patosem po gałach, ale nadrabiał szybkim tempem i dobrą akcją. Jest sporo głupot i nieporozumień
no na przykład to, że Batman włącza bat-sygnał i co? Czeka pół godziny patrząc w niebo i ma nadzieje, że Supes wpadnie?
Najgorszy moment - czemu Batman ostatecznie nie zabija Supesa? W sensie, ten moment z imieniem "Martha" to najgorsza scena w filmie... (dopiero dziś odkryłem, że obie matki nazywają się tak samo
). W ogóle się za szybko pogodzili... Albo czemu Supes jest oskarżany o masakrę w Afryce skoro tam wszyscy byli pozabijani z broni palnej? Czemu nie słyszy bomby w wózku? Z jakiego powodu Lois i Clark są razem?! I tak dalej...
Było kilka fajnych zaskoczeń
szczególnie w planach Lexa. Nie spodziewałem się, że wysadzi cały tłum ludzi w imię swojej "misji". Bardzo spoko były też sceny w kryptońskim statku, usunięta scena z tym wątkiem jest mocnym spoilerem, co do następnych filmów.
I niech ktoś mi wytłumaczy, co tam robi Wonder Woman? Ona akurat mi się podobała, ale odniosłam wrażenie, że totalnie nie mieli na nią pomysłu i wcisnęli na siłę.
Jak dla mnie to
WW może i faktycznie lekko na siłę, niby próbowali wytłumaczyć tym zdjęciem, ale skoro i tak powiedziała, że opuściła "men's world" to po co się tak tym przejmowała?
No ale moim zdaniem była potrzebna, bo tytuł to "Dawn of Justice", więc musiał pojawić się trzon tego uniwersum, czyli ta właśnie trójka. Po odejściu Supesa, Batman musiał się z kimś podzielić przemyśleniami na temat Justice League i tyle. Ja tak to widzę. Jej wątek był też punktem wyjściowym do cameo całej reszty bohaterów - scena z przeglądaniem plików Luthora akurat bardzo mi się podobała
No, także tyle. Podobało mi się i to bardzo, choć z każdą sekundą podniecenie spada i raczej skończy się na takim 7,5/10. Dla mnie to zaraz za Watchmen i serialowym Daredevilem najlepsza komiksowa adaptacja. A to znaczy naprawdę sporo!