Avengers EndgameCiężko pisać o filmie, którego trailery nie zdradzają nic poza paroma pierwszymi minutami. Więc będą w mojej opinii spoilery, bo inaczej nie da się omówić tego filmu, ale będę starał się napisać jak najogólniej by nie zdradzić za dużo. Napiszę też jak widzę przyszłość MCU po tym finale długiego serialu oraz to jak przedstawiono niektórych z bohaterów w filmie. Zwłaszcza mam na myśli jednego z superbohaterów, którego wizerunek w Endgame podzielił widzów. Część jest zachwycona, a część widzów nie kupuje tego co zrobioną z pewną postacią w filmie i odniosę się do tego, ale później.
Zacznę od tego, że całościowo film mi się podobał, działa na poziomie emocjonalnym, jeśli polubiliście wszystkich bohaterów, zwłaszcza pierwszą ekipę Avengers, ale jak go porównam ze wszystkimi poprzednimi filmami braci Russo, czyli znakomitymi Zimowym Żołnierzem, Wojną Bohaterów i Infinity War to najsłabszy film braci Russo, ale wciąż dobry.
Choć też ciężko oceniać Koniec Gry jako pojedynczy film, bo jest to koniec pewnego etapu w kinie superbohaterskim, jest to w sumie druga część finału kinowego sezonu. W sumie to nie jest tylko część druga Infinity War, ale finał serialu trwającego ponad 10 lat, składającego się z ponad 20 odcinków, w którym zakończono wiele wątków, ale też pozostawiono nowe furtki otwarte dzięki którym reżyserzy i scenarzyści będą mogli wymyślać nowe historie w kolejnych fazach uniwersum MCU.
W przypadku IW mówiło się, że to film, który lepiej się odbiera jak się zna większość filmów i bohaterów, ale w przypadku Końca Gry to jest pociągnięte na jeszcze większą skalę jak w filmie z zeszłego roku. Moim zdaniem, żeby odczuwać pełną satysfakcję z seansu nie da się go oglądać bez jakiejkolwiek wiedzy z poprzednich filmów. Twórcy nawet nie próbują tłumaczyć widzom poszczególne historie, czemu bohaterowie sie zachowują tak a nie inaczej, bo nie ma to czasu.
Wrzucają od razu na głęboką wodę i dla mnie to jest logiczne, bo to jest finał. Zaskoczony byłbym jeśli na seans EG wybrał się ktoś kto nie widział poprzedniego filmu, a przynajmniej większości filmów, bo sie pogubi zwyczajnie, to trochę tak jakby oglądać w telewizji finał serialu, ktorego wcześniejszych dwudziestu odcinków się nie widziało.
Moim zdaniem to jedyne słuszne rozwiązane, bo było ponad 20 filmów gdzie rozwijano bohaterów, i w tym filmie nie ma na to czasu. Nie mam na myśli tylko ważniejszych wydarzeń z poprzednich filmów, które lepiej kojarzyć, jak choćby wątek dotyczący Iron Mana i Kapitana Ameryki z Wojny Bohaterów, ale też jest pełno nawiązań w finale do takich niby nic nieznaczących scen z poprzednich filmów, jak np. próba podniesienia młotu Thora przez Kapitana Amerykę w jak mnie pamięć nie myli Age of Ultron.
I to jest malutka kropla w morzu, bo cały film, a przede wszystkim drugi akt, to jeden wielki fan serwis. Zaskoczyło mnie to, że pomimo tego, że dawno poprzednich filmów nie widziałem to dużo nawiązań wyłapałem. Ale też nawiązania do nowych komiksów udało mi się wyłapać, choćby w doskonałej scenie z Kapitanem Ameryką w windzie, pomimo tego że w komiksach nie siedzę od dawna.
Ale muszę przyznać, że trochę mnie bawi to jak twórcy proszą widzów o nie zdradzanie nic z fabuły filmu i sami nic nie zdradzili w trailerach, tak jakby film miał nie wiadomo jak zaskakującą i skomplikowaną fabułę. A zaraz po premierze Infinity War fani zgadli jak odkręcą scenarzyści wydarzenia z zakończenia IW, bo jest tylko jedno logiczne rozwiązanie skoro będą powstawać kolejne filmy MCU. Jedyna różnica jest taka, że to odkręcenie wydarzeń następuje w taki sposób, że emocje związane z IW i z tym co się tam wydarzyło nie znikają o co wielu się obawiało.
Infinity War nie przestaje działać jak obejrzy się z wiedzą z EG, jak odkręcili wydarzenia z poprzedniego filmu.
Bohaterowie pamiętają o tym co się stało, to nie zostało wykasowane i to co ich spotkało na nich wpłynęło mocno. Tak samo nie został wykasowana śmierci postaci, które zginęły przed pstryknięciem w IW. Jakby to powiedzieć by zdradzić jak najmniej, tych postaci w filmie nie ma, są inne. Jeśli obejrzeliście Koniec Gry to wiecie o ci mi chodzi i moim zdaniem to dobre rozwiązanie.
Wspomniałem wcześniej o drugim akcie i dodam, że oprócz fanserwisu dostajemy coś na kształt heist movie połączonego z filmami o podróżach w czasie. Wiele osób ma problem z tym aktem, a wcale nie jest gorszy od pozostałych aktów w filmie. Moim zdaniem przez trzy godziny tempo w filmie nie siada i ogólnie podobał mi się ten akt, ale ja lubię heist movie i filmy o podróżach w czasie.
Niestety po seansie zacząłem się zastanawiać nad sensem podróży w czasie to wiele rzeczy wydaje mi się być na bakier z logiką. I chyba po prostu najlepiej przyjąć wszystko na wiarę, lepiej nie rozkminiać, bo znajdzie się w fabule dużo dziur i to wielkości Wielkiego Kanionu. Zgadzam się z opiniami, że można było pewne kwestie rozwiązać lepiej, ale też o wiele gorzej. Moim zdaniem EG to taka produkcja, w przypadku której lepiej w paru miejscach wyłączyć myślenie.
Czytałem też opinie gdzie wiele osób narzeka na pierwszy akt, wiele osób znudził, a mnie bardzo przypadł do gustu, bo był potrzebny bohaterom po wydarzeniach z IW. End Game to jest większy fragment całości, nie może ciągle być przecież akcja. I właśnie co mnie w filmie najbardziej zaskoczyło to fakt, że jest bardzo mało akcji. Można nawet powiedzieć, że to bardzo kameralny film przez sporą część seansu. Jeśli nie liczyć może jednej bójki Kapitana w połowie filmu nie powiem z kim to mamy, tylko finałową epicką bitwę, a tak to bohaterowie głównie rozmyślają, rozmawiają i próbują rozwiązać problem w stylu filmów z gatunku heist movie.
Pierwszy akt też dlatego podobał mi się, bo przypominał mi jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, czyli Pozostawionych Lindelofa, a dzięki takiemu zagraniu, czyli skupieniu się na emocjach bohaterów stali się bardzo ludzcy. Każda z postaci inaczej reaguje na wydarzenia z IW, inaczej traumę przepracowują. Dzięki temu aktorzy, zwłaszcza Robert Downey jr, Chris Hemsworth, Chris Evans, Mark Ruffallo i Renner mają co grać. Szczególnie zachwycony jestem rolą Downeya jr, który świetnie zobrazował starszego Starka, to jak zmieniła się ta postać. Choć dla mnie to żadne zaskoczenie, bo jeszcze przed jego debiutem w roli Iron Mana 11 lat temu uważałem go za świetnego aktora co wielokrotnie potwierdzał (polecam np. jego tytułową rolę w filmie Chaplin).
Odwalił kapitalną robotę, podobnie jak Evans w roli Stevena Rogersa, którego jest o wiele więcej jak w poprzednim filmie jak można było się spodziewać. Bardzo podoba mi się też jak zakończono jego rolę w całej serii.
Ale przyznam, że chętnie zobaczyłbym kolejne przygody Rogersa. Choć wiadomo że to pożegnanie Evansa z cyklem. Mam na myśli to, że chciałbym zobaczyłbym film o wyprawę w którą się wybrał na koniec filmu Kapitan oraz wspólne przygody Rogersa i Peggy (tak na marginesie, super że pojawił się Jarvis z najlepszego serialu z uniwersum Marvela czyli Agentki Carter).
W przypadku Hemswortha to moim zdaniem dobrze zagrał, tak jak w poprzednich filmach, ale to jak pokazano Thora w EG wywołuje kontrowersje - są widzowie zachwyceni takim Thorem i tacy, którzy mają ogromny ból dupy o to jak go pokazano. Ja jestem po środku - nie mam bólu dupy o to jak go pokazano, ale też rozumiem tych co narzekają.
Dla mnie najlepszy Thor jest w filmach Ragnarok gdzie przeszedł dużą przemianę i Infinity War gdzie idealnie wymieszano humor i powagę tej postaci (w końcu to bóg). To jak ta postać się zmieniła, dojrzała, jaką stał się tragiczną postacią ładnie pokazano w części pierwszej finału. W sumie teraz to jest jedna z moich ulubionych przez to jak ciekawie poprowadzono tą postać i jak Hemsworth ją gra.
Nie powiem co dokładnie zrobiono z Thorem w EG, tylko tyle, że z jednej strony rozumiem czemu niektórym przeszkadza to co zrobiono z tą postacią, ale z drugiej strony niektórzy reagują w taki sposób na traumy jak Thor, a facet stracił wszystko i przegrał wszystko. Więc ja to kupuję że stał się kim stał w EG, ale też pojawiają się momenty gorzkie w przypadku Thora w filmie, zwłaszcza pewne dialogi, wyznania z jego strony, ale przez to jak sporo humoru jest wokół tej postaci to te dramatyczne i gorzkie momenty w historii Thora mogą zniknąć przykryte przez humor.
Nie dziwię się, że dla niektórych te gorzkie momenty należycie nie wybrzmiewają, ale podoba mi się też to, że tak zabawili się wizerunkiem tej postaci. Bo chyba takiego superbohatera jeszcze w kinie nie było mówiąc bardzo ogólnie. No i szacunek dla aktora za sporo autoironii do swojego wizerunku. Aktor jest znany z tego, że w prawie każdym filmie musi się rozebrać i pokazać swoje piękne ciało, podobnie jest tutaj. Podoba mi się też jak zakończyła się jego historia, gdzie znalazł się na koniec filmu i nie mogę się doczekać bo go zobaczyć w kolejnych filmach, tam gdzie go zostawiono na koniec.
Mark Ruffalo w roli Bannera/Hulka też daje radę. No i przyznam, że jak niektórzy oburzają się o boga Hemswortha co z nim zrobiono to dziwne, że nikt nie czepia się co zrobiono z tą postacią. A mnie przyznam że spodobało się to co zrobiono z tym superbohaterem. A poza tym nie przeszarżowano z humorem w przypadku Hulka.
Jedynie kto mnie zawiódł aktorsko z głównej obsady czyli bohaterów z pierwszego składu Avengers, bo na nich w głównej mierze się skupia film, to Scarlett Johansson, który niby gra dobrze, jej wątek ma też wzruszające momenty, ale jakoś nie zrobiła na mnie takiego aktorskiego dobrego wrażenia jak reszta.
Też spotkałem się z krytyką, że Thanos to już nie jest tak interesująca postać jak w IW. I powiem tak, że pierwsza scena z nim w EG jest doskonała i bardzo zaskakująca.
A później dostajemy innego Thanosa z pewnych powodów - i ja to kupuję. Po prostu ten Thanos to nie ten sam Thanos co w poprzednim filmie, więc zrozumiałe, że nie jest tak samo ciekawą postacią, bo nie może być gdyż to inny przeciwnik jak w poprzednim filmie.
Podoba mi się, że w filmie też dużą rolę mają Jeremy Renner oraz Paul Rudd, którzy mają co grać. Podobnie jest z Nebulą, w którą wciela się Karren Gillan, znana choćby z roli towarzyszki Doktora Who. W jej przypadku jest to zaskakujące, bo Nebula to była drugoplanowa postać w Strażnikach Galaktyki, a w EG awansowała do może nie głównej obsady, ale to ważna drugoplanowa postać. Świetnie zagrała brytyjska aktorka i to pomimo doskonałej charakteryzacji pod którą ciężko ją rozpoznać.
Avengers End Game to tak po prawdzie trzy filmy w jednym - dramat o traumie, heist movie i rozpierducha. No i jeszcze mamy dość długi świetny prolog nim pojawi się tytuł filmu oraz epilog, który niektórzy porównują z przydługawym dla niektórych zakończeniem Powrotu Króla. Zaznaczam że mnie zakończenie PK nie nudziło, podobnie jest tutaj, w ogóle nie odczuwałem nudy. Zresztą nie mogło być innego zakończenia, bo to epilog 10 lat MCU, musi być odpowiednio długie zakończenie by ładnie pozamykać niektóre wątki. Choć i tak mi się wydaje, że niektóre zakończono zbyt pośpiesznie, a o niektórych zapomniano pomimo długości filmu (wątek przyjaciela Kapitana Ameryki czyli Bucky'ego jest olany całkowicie).
Jak obejrzałem i poczytałem opinie to większość chwali wprowadzenie, akt pierwszy i trzeci za rozmach oraz podsumowanie, a najsłabszy akt drugi, a ja mam trochę inne zdanie, bo uważam, że najlepsze jest wprowadzenie, akt I i II, a akt III za bardzo nierówny co mnie zaskoczyło. W filmach braci Russo zawsze mieliśmy świetną choreografię pojedynków jeden na jeden i doskonale zrealizowane bitwy. Do dzisiaj pamiętam pojedynki jeden na jeden z Zimowego Żołnierza, czy bójki/bitwy z Wojny Bohaterów i Infinity War.
W każdym filmie z uniwersum MCU od braci Russo każdy z bohaterów w walkach mógł pokazać się z jak najlepszej strony i zawsze były nakręcone tak, że nie nudziły, ale niestety bitwa w EG to jest element filmu nad którym nie do końca rozumiem zachwytów większości. Prawda że finałowa bitwa jest DUŻA, EPICKA, rozmach aż wylewa się z ekranu, ale w przeciwieństwie do bitw z poprzedniego filmu, to nie zapamiętam z niej nic poza jednym, dwoma krótkimi momentami, czyli motyw z młotem Thora i gdy leci motyw Avengers i pojawiają się nie powiem kto i te momenty wywołują ciarki.
Ale tak poza tym to cała reszta bitwy zlała mi się w jedną wielką masę z której nic nie zapamiętam, w IW tak nie było. Nie mówię tylko o ostatnich minutach IW na którym to momencie wielu płakało, ale chodzi mi też o wcześniejsze bójki ze sługusami Thanosa na Ziemi i różnych planetach, a większość finałowej walki w EG jest przynudzająca. Moim zdaniem o wiele lepiej wypadły bójki jeden na jeden czy bitwa finałowa w Aquamanie, która też była epicka.
No i to jest bardzo rozczarowujące, bo nie dość że poza finałową rozpierduchą więcej scen akcji za wiele nie ma to też dlatego, bo bracia Russo znani są z ciekawie zrobionych scen akcji i wielkich rozpierduch. Niestety nie w tym przypadku. Najlepsze to co jest w ostatnim akcie zaczyna się od końcówki bitwy, a raczej jest już po bitwie i dostajemy piękne zakończenie 10 letniej przygody z MCU, które trwa do pojawienia się napisów (super pomysł z autografami głównej obsady), a przynajmniej jednego z jej etapów, gdy coś się kończy i coś się zaczyna. Ostatnie 10-15 minut jest na tyle piękne, że nie dziwię się, że nie było sceny po napisach, bo EG tego nie potrzebował. Ale przez to właśnie że film ma te kilka wad co wymieniłem, rzeczy nie mogę postawić więcej jak 7/10. No i jednak każdy film braci Russo jest lepszy od tej produkcji.
Ale i tak szacunek dla braci Russo i scenarzystów, że udało im się zrobić tak dobre pięciogodzinne podsumowanie 10 lat MCU, liczę też Infinity War. No i nie mogę się doczekać seansu podwójnego, jak będzie się oglądało obie części finału razem. Oczywiście nie twierdzę że nie podniosę oceny, bo tez tak może być po drugim seansie. Ale na tą chwilę uważam, że Avengers End Game to dobre i piękne zakończenie pewnego etapu MCU, choć niepozbawione wad.
Ale też takie podsumowania, crossovery, nie mogą być idealne, bo to nie są filmy, które można oceniać jako osobne, autonomiczne dzieła, to tak jakby oceniać w serialu tylko finał sezonu/serialu, który zamyka wątki bez znajomości wszystkich poprzednich 20 odcinków. Jest to hołd od fanów dla fanów którzy byli z serią przez ponad 10 lat i w tym wypadku sprawdza się, jeśli przymknie się oko na pewne wady.
P. S. Tyle mówiło się przed premierą jak wielka role ma odgrywać Kapitan Marvel w filmie, a ja odniosłem wrażenie, że równie dobrze mogło jej w ogóle nie być. Zresztą sceny z nią wypadły trochę tak jakby nakręcono je w ostatniej chwili, wypadły tak jakby dodano je w postprodukcji. I ne wiem co o Marvel powiedzieć, bo wypadła Larson nijako co mnie zaskoczyło, bo bracia Russo pokazali w poprzednich filmach, że nowe postacie, które u nich debiutują albo mają za sobą tylko jeden film, genezę, gdzie jakoś super nie wypadają to w filmach Russo prezentują się o wiele lepiej, tak było z np. Doktorem Strange, który wypadł o wiele lepiej w IW jak w swoim filmie (inna sprawa jak zabawną rolę ma w EG, do czego rola Benedicta się ogranicza).
Nie wiem też czy to wina tego jak mało jest Marvel na ekranie, czy po prostu aktorka słabo grała. Nie mam jak porównać z filmem z Kapitan Marvel bo nie widziałem , ale w EG jest jej mniej niż myślałem że będzie. No i nawet jej moce nie prezentują tak jak się mówi o tej postaci, że to Superman w świecie MCU, że bardzo przepakowana postać, której nikt rady nie da.
Odniosłem wrażenie że scenarzyści i reżyserzy EG nie mieli na nią za bardzo pomysłu. No i jeszcze bawili się poziomem jej mocy, raz potrafi statek przenieść, rozwalić bez mrugnięcia okiem, dosłownie jest jak broń, która niszczy wszystko na swojej drodze, ale są też sceny gdy nie daje sobie rady, jak z Thanosem właśnie. Byłem pewien że ona będzie ostateczną bronią drużyny, która pokona Thanosa a w sumie tak nie było. Więc wygląda na to, że dobrze się stało że nie widziałem poprzedniego filmu.