Strony: [1] 2   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Clint Eastwood Aktor/Reżyser  (Przeczytany 18184 razy)
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« : Września 11, 2010, 09:20:30 »

Myślę, że z pewnego względu postać dość dobrze znana na tym forum ;) Większość pewnie widziałaby go w jednej roli, no ale jest już troszeczkę za stary :) Co nie zmienia faktu, że zagrał w wielu świetnych filmach jak i wyreżyserował wiele znakomitych historii. Także zapraszam do dyskusji. A dodatkowo dorzucam trailer jego najnowszego dzieła i powiem szczerze, że zupełnie nie spodziewałem się po nim takiej tematyki - blisko związanej z tym forum ;)

http://www.filmweb.pl/news/WIDEO+Damon+rozmawia+z+duchami+dla+Clinta+Eastwooda-64843
Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #1 : Września 11, 2010, 10:19:52 »

Fajnie że założyłeś ten temat.

Ja od razu mówię że ja wolę kombinację Eastwood/Reżyser :) Tak się składa że "Rzeka Tajemnic" (2003) jest moim ulubionym filmem mijającej dekady. Eastwood powalił mnie na kolana swoją wizją. Gdy czytałem książkę miałem przed oczami kadry z filmu. Genialnie dobrał i poprowadził aktorów. Klimat filmu jest niesamowity.

Nie spodziewałem się po nim czegoś tak dobrego. Myślałem że "Bez Przebaczenia" to szczyt jego reżyserskich możliwości. Jakże się myliłem. Co się działo po "Rzece..." wszyscy wiemy. Oscary itd.

Eastwood zaskakuje wyborem tematów i co najważniejsze radzi sobie z każdym z nich! Z "Hereafter" nie będzie inaczej  :) Reżyserska Ekstraliga!
Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
lavirrant

*




« Odpowiedz #2 : Września 11, 2010, 13:47:07 »

Ja Eastwood średnio lubię, zarówno jako reżysera (dobre "Bez przebaczenia", niezłe "Oszukana" i "Gran Torino", tragiczny "Doskonały świat"), jak i aktora (nie rozumiem fenomenu Brudnego Harry'ego, ale w filmach Leone go uwielbiam).
Zapisane
Faay

*

Miejsce pobytu:
Poznań




Quoth the Raven, "Nevermore."

« Odpowiedz #3 : Września 11, 2010, 14:24:15 »

Zdecydowanie wolę Eastwooda-reżysera od Eastwooda-aktora. Nie widziałam jeszcze "Gran Torino", ale wcześniejsza "Oszukana", z zaskakującą rolą Jolie bardzo mi się podobała, aktorka była niesamowicie wiarygodna w roli matki, która straciła dziecko i stała się ofiarą manipulacji władzy. Do "Doskonałego świata" mam duży sentyment i co jakiś czas do niego wracam. Natomiast "Za wszelką cenę" to reżysersko-aktorskie mistrzostwo. Byłam pod ogromnym wrażeniem tego filmu, aczkolwiek długo się do niego zabierałam, ponieważ nie przepadam za filmami ze sportami walki.

 Jednak moim ulubionym filmem Eastwooda jest znacznie mniej od wymienionych znany i bardzo różnie odbierany "Północ w ogrodzie dobra i zła".  Strasznie specyficzny, klimatyczny, absurdalny, momentami bardzo oniryczny i senny obraz przedstawiający historię z morderstwem w tle, która wydarzyła się w mieście Savanach. Trochę ocierający się o groteskę kryminał, trochę dramat, trochę czarna komedia, ale tak naprawdę trudny do zakwalifikowania. Momentami przypomina twórczość Davida Lyncha. Mnóstwo ciekawych, acz dziwacznych motywów, jak chociażby spacer z psem, którego nie ma czy dziwne obrzędy, odprawiane na miejscowym cmentarzu. To chyba najciekawszy i najbardziej wyróżniający się na tle reszty twórczości film Eastwooda. W rolach głównych John Cusack i Kevin Spacey. Widział ktoś? Jestem ciekawa co o tym filmie sądzicie.
Zapisane

"If this is a dream, the whole world is inside it." Stay
spiral_architect

*

Miejsce pobytu:
Wrocław




WWW
« Odpowiedz #4 : Września 11, 2010, 16:00:39 »

Te Północ w ogrodzie... kiedyś tam nawet oglądałem - ale nic nie pamiętam - może faktycznie czas odświeżyć. A Gran Torino oglądaj koniecznie - jeden z lepszych Eastwoodów.., mimo wszystko polecam również nowego Invictus - taki sportowo-historyczny dramacik ale bardzo przyjemnie się go ogląda :)

Brudny Harry jest genialny - Eastwood cudownie gra inspektora, który z niczym się nie pieprzy :) Uwielbiam te filmy, uwielbiam tez spaghetti westerny - geniusz.

A jako reżyser ostatnio jest nieziemski :) Za wszelką ceną cudo, Gran Torino rewelacja, Oszukana bardzo fajna, super Bez przebaczenia itd. Doskonały Świat jest również bardzo dobrym filmem - bodaj jedna z lepszych ról Costnera ;) I Invictus jak nie lubię Matta to tutaj pokazał się z całkiem dobrej strony, i do tego w tym filmie są najlepsze ujęcia z meczu jakiekolwiek widziałem, co prawda rugby ;P
Zapisane
Faay

*

Miejsce pobytu:
Poznań




Quoth the Raven, "Nevermore."

« Odpowiedz #5 : Września 11, 2010, 17:03:04 »

No koniecznie, koniecznie, nie wiem jak to się stało, że jeszcze nie widziałam, a mam w planach od dawna. Po takiej zachęcie tym bardziej :)

Dopiero teraz obejrzałam zwiastun filmu "Hereafter", wcześniej nawet o nim nie słyszałam! A zapowiada się niesamowicie obiecująco, już nie mogę się doczekać, tematyka "rozmawiania ze zmarłymi" niby już filmowo nieco wyeksploatowana, niemniej ja bardzo ją lubię a w ujęciu Eastwooda na pewno nie będzie wtórnie. Chciałabym go zobaczyć w kinie, ale widzę, że polska premiera jak zwykle znacznie później od światowej...postaram się uzbroić w cierpliwość.
Zapisane

"If this is a dream, the whole world is inside it." Stay
Humungus

*

Miejsce pobytu:
Białystok




« Odpowiedz #6 : Września 11, 2010, 18:45:24 »

Co tu dużo mówić - legenda kina. Wizerunek twardziela, uzyskanie 'tytułu' najoszczędniej grającego aktora i świetnego reżysera. Za jego najwybitniejsze dzieło uważam Bez Przebaczenia - genialne rozprawienie się z westernem, ukazaniem kowbojów jako zwykłych ludzi, a nie odważnych bohaterów
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Poza tym w Gran Torino ładnie rozprawił się ze swoim wizerunkiem twardziela
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
. Rzeka Tajemnic to również świetny kawałek kina, podobnie jest z Za Wszelką Cenę. Poza tym bardzo dobre Doskonały Świat oraz Wzgórze Złamanych Serc. Nie oglądałem jeszcze Co się zdarzyło w Madison County. Dodatkowo, Eastwood świetnie sprawił się w rolach inspektora Callahana oraz rewolwerowca bez imienia w dolarowej trylogii Sergio Leone. Naprawdę, wielka postać kina.
Zapisane
SickBastard
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Pabianice




to hell and back

WWW
« Odpowiedz #7 : Września 14, 2010, 15:33:15 »

Mój ulubiony aktor :)
I jeden z ulubionych reżyserów.

Chociaż do obu tych stwierdzeń musiałem dorosnąć.

Nie widziałem oczywiście wszystkich filmów z jego przebogatej filmografii, ale nie sądzę żeby coś się miało w tej materii zmienić. Nawet w słabszych produkcjach, jak np. w "Puli śmierci", bardzo go lubię. Jestem wielkim fanem Harry'ego Callahana, uwielbiam jego role w tych starszych filmach wojenno-przygodowych ("Złoto dla zuchwałych" i "Nie tylko dla orłów") i w ogóle w filmach policyjnych. Za to nie znam praktycznie westernowej części jego filmografii. Wyjątkiem jest "Bez przebaczenia".
Jest cholernie świadomym twórcom i aktorem. Do tego zdaje sobie sprawę ze swoich warunków i wieku. I to bardzo widać w wielu jego filmach. Rozprawił się ze wizerunkiem kowboja i twardziela i bez zażenowania gra oldboyów. Mało kto się na takie kroki porywa. Zawsze świadomie wybierał role i był w każdej autentyczny. Za to go strasznie szanuje. Odrzucił propozycję grania Supermana i Jamesa Bonda, wiedząc że stoi za tym kasa, ale zdając sobie sprawę, że nie jest odpowiednim kandydatem.

Moje ulubione filmy z Clintem to:
"Siła magnum", "Gran Torino", "Bez przebaczenia" i "Brudny Harry".

Wspomniana tutaj przez Faay "Północ w ogrodzie dobra i zła" jest jednym z najciekawszych filmów jakie oglądałem. Może specjalnie za nim nie szaleję, ale oryginalności i klimatu odmówić mu nie potrafię. Ten film jest trochę jak sen. Lekko surrealistyczny, niepokojący i nieprzewidywalny.

Umówmy się, że o "Hereafter" tutaj nie gadamy. Film ma elementy grozy także założę mu zaraz osobny temat.
Zapisane

p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #8 : Września 24, 2010, 08:15:13 »

Przez jakiś czas funkcjonował on w mojej świadomości tylko jako "aktor charakterystyczny". Zaczęło się to zmieniać, gdy zobaczyłem "Unforgiven". Ważny to dla mnie tytuł, gdyż był jednym z pierwszych, z którym wszedłem na swoją filmową drogę. Miałem wtedy jakieś 15 lat. Wcześniej to wiadomo, oglądało się jakieś rzeczy dla dzieci, bądź coś razem z mamą. Tymczasem "Unforgiven" było "moje", sam się zachwyciłem tym filmem bez niczyjej "pomocy", bez jakiegoś zbędnego interpretacyjnego bagażu. Od tamtej pory lubię antywesterny, bo tym w zasadzie "Unforgiven" jest. No i ten Hackman - to chyba jego najlepsza rola, obok tej z "Rozmowy".

Dopiero później dowiedziałem się, iż Eastwood wyreżyserował całą masę filmów. Znam jednakże tylko te najbardziej współczesne. Wszystkie cechuje bardzo wysoki poziom, chyba jednak ciutek poniżej arcydzieła. Ktoś kiedyś napisał, iż Eastwood idealnie balansuje na granicy pomiędzy kinem ambitnym a mainstreamem. I coś w tym jest. Wczoraj wreszcie zobaczyłem "Million Dollar Baby". I ten film idealnie pasuje do tego, co napisałem dwa zdania wcześniej: za pomocą dosyć przecież miałkiej, oczywistej fabuły Eastwood podejmuje tu bardzo poważne tematy. Jest tu kilka  motywów, które mnie drażnią (
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
), ale jako całość film wywiera spore wrażenie. Nie tylko ze względu na przejmującą i psychologicznie wiarygodną historię, ale również - świetną grę aktorską. Eastwood i Freeman niby nie grają niczego wielkiego - ot, w typowym dla siebie stylu. Ale to się po prostu świetnie ogląda. Ich gra jest oszczędna, wyważona i przez to wszystko - jakby bardziej prawdziwa. Swank jest również świetna, tyle, że oczywiście jej rola siłą rzeczy bardziej zwraca uwagę. 8/10, podobnie, jak taka "Rzeka tajemnic", równie przejmująca, równie świetnie zagrana, a przecież zupełnie inna.


A, jeszcze mi się przypomniała taka zabawna kwestia z ceremonii rozdania Oscarów chyba z końcówki lat 60. Osoba, która miała poprowadzić Oscary się spóźniła (nie wiem, czy naprawdę, czy to taki show był), zaś Eastwood wyszedł na scenę i zaczął objaśniać bieżącą sytuację, kończąc wszystko kwestią w rodzaju "i kogo tu postawili? Mnie, faceta, który w kilku ostatnich filmach wypowiedział siedem słów" :)
Mogłem coś przekręcić, ale tak to jakoś szło:)
« Ostatnia zmiana: Września 24, 2010, 08:23:58 wysłane przez p.a. » Zapisane
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #9 : Stycznia 06, 2011, 12:43:59 »

Obejrzałem Gran Torino i muszę powiedzieć, że jak dla mnie bez rewelacji. Historia dosyć ciekawa, ale zdaje mi się, że już setki takich widziałem... Trochę irytowała mnie gra Eastwooda i tego chłopczyka Thao (najlepsze było to, że codziennie miał tę samą fryzurę - czyli dokładnie tak samo zmierzwione włosy :P). Miałem też wrażenie, że niektóre sceny napisano specjalnie po to, żeby Eastwood mógł pokazać swój "pazur", cięty język i grymas na twarzy :). Dialogi jakoś nie zachwycały, czasem wydawały się totalnie sztuczne.

No ale film mimo wszystko miał w sobie coś, co przyciągało uwagę, dlatego nie uważam go za totalną porażkę. Wg mnie jest po prostu troszkę powyżej średniej :).
Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #10 : Stycznia 06, 2011, 19:22:23 »

No nie wiem... Mi się ten film podobał.

To, że Eastwood zrobił niektóre sceny po to by pokazać "swój pazur" mnie wcale nie dziwi. Po pierwsze sam siebie obsadził w tej roli przecież nie przez przypadek. Po drugie jest stary, dlatego ma prawo robić filmy z perspektywy starego człowieka.

Owszem, nie jest to jakiś psychologiczny majstersztyk, ale wydawało mi się to w pewnym sensie autentyczne. Myślę, że Amerykanie postrzegają swój świat trochę przez pryzmat westernu... (w Polsce ludzie z pokolenia mojego dziadka postrzegają własny świat przez pryzmat "ułańskiej fantazji" albo Trylogii Sienkiewicza) :P.

Mam wrażenie, że przeszkadzała Ci ta "drewniakowata" gra Eastwooda, która moim zdaniem bardzo dobrze wpasowuje się w konwencję filmu. Jest w tym pewna doza umowności. Przecież kilkadziesiąt lat temu aktorzy grali zupełnie inaczej niż teraz... ale nie powiesz, że arcydzieła kinowe z tamtego okresu są do niczego.
Co do realizmu niektórych scen -
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
Dla mnie nie ma wielkiego znaczenia co jest bardziej prawdopodobne.

Historia starego człowieka, który tak mocno siedzi w swoim świecie, że nie jest w stanie dogadać się z własną rodziną faktycznie już była pokazywana. Widziałam polski film pt. "Pora umierać", który miał kilka podobnych wątków. Jednak w "Gran Torino" dochodzi jeszcze kwestia zetknięcia starej Ameryki lat pięćdziesiątych, którą reprezentuje główny bohater z nową Ameryką pełną kolorowych nastolatków z giwerami etc. Oczywiście można powiedzieć, że konflikt pokoleń istniał, istnieje i zawsze będzie istniał na świecie. Jednak USA to o tyle dynamiczny, wielokulturowy i młody kraj, że tam te procesy mogą być uwypuklone i ciekawsze. Przecież główny bohater nazywa się Kowalski... jego rodzina tak samo kiedyś przyjechała z innego kontynentu jak ci azjaci. Co właściwie potępia we współczesnym świecie? Pogoń za pieniędzmi, odejście od tradycji, porzucenie starych zasad, a może po prostu jest rasistą? To wszystko okazuje się nie takie proste...

Nie było poprawnie politycznie - to mi się podobało. W ogóle fajnie, że postać, która rzuca niepopularne teksty jest jednak przedstawiona jako bohater pozytywny.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 06, 2011, 19:26:04 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
Cichy
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Legionowo



WWW
« Odpowiedz #11 : Stycznia 07, 2011, 12:32:15 »

Niby prawdą jest co mówisz, ale jednak są filmy, które z założenia nie mają być wiarygodne i zgodne z tym, co jest prawdopodobne, a co nie (np. właśnie filmy Jarmuscha). A ten chyba stawiał na realizm, a mimo to nie wszędzie wychodziło dobrze. Nie wydaje mi się, by można było tłumaczyć pewne sytuacje z tego filmu umownością...

A z tym, że to już gdzieś było, to chodziło mi bardziej o kwestie rasistowskie i ten cały tygiel rasowy USA, a nie o konflikt starego człowieka z rodziną.

No nic, mi się "Gran Torino" średnio podobało i tak zostanie raczej :).
Zapisane
Kaja

*




« Odpowiedz #12 : Stycznia 07, 2011, 19:31:28 »

Niby prawdą jest co mówisz, ale jednak są filmy, które z założenia nie mają być wiarygodne i zgodne z tym, co jest prawdopodobne, a co nie (np. właśnie filmy Jarmuscha).

Miałam raczej na myśli to, że ludzie postrzegają świat w różny sposób. Nie ma jednego ustalonego dla wszystkich wzorca wiarygodności. Ja oglądając ten film miałam po prostu wrażenie, że patrzę na różne sytuacje z perspektywy tego staruszka.

No nic, mi się "Gran Torino" średnio podobało i tak zostanie raczej :).

Pewnie :). Co prawda nie jestem zwolenniczką powiedzenia, że o gustach się nie dyskutuje... ale na pewno są rzeczy które do nas trafiają bardziej i takie, które trafiają mniej.

Mi się wydaje, że o ile do gry Eastwooda można coś tam mieć, o tyle reżysersko film jest dobry.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 07, 2011, 19:36:36 wysłane przez Kaja » Zapisane

"Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro."
Zolw

*

Miejsce pobytu:
Gdynia




« Odpowiedz #13 : Stycznia 16, 2011, 21:34:48 »

A taka mała zabawna ciekawostka: Jak przestawimy litery w Clint Eastwood to otrzymamy Old West Action ;)
Widzę że w tym temacie głównie pojawia się wątek Eastwooda jako reżysera, ja mam natomiast pytanie do ludzi lubiących wspomniane Old West Action, jakie Westerny z Eastwoodem polecacie? Ostatnimi dniami obejrzałem ,,Za garść dolarów", ,,Dobry, zły i brzydki" i ,,Za kilka dolarów więcej" i muszę powiedzieć że bardzo przypadły mi do gustu, mimo że wcześniej za westernami nie przepadałem. Dlatego byłbym wdzięczny za podanie jakiś dobrych tytułów, nie koniecznie Leone'a, chociaż te byłyby najmilej widziane.
Zapisane

,,Nie żałuję ani sekundy swojego życia. Gdybym miał urodzić się na nowo, zrobiłbym wszystko dokładnie tak samo" - Freddie Mercury.
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #14 : Stycznia 16, 2011, 23:46:16 »

Wiesz, Leone jednak nie kręcił typowych westernów. Nie było w nich miejsca na krystalicznie czyste bądź smoliście czarne charaktery. Weźmy chociażby bohatera "Za garść dolarów". Święty to on nie był :) Świetnym westernem Leone, aczkolwiek bez Eastwooda, jest "Once Upon a Time in The West". Świetnym antywesternem Eastwooda jest "Unforgiven". Eastwood - aktor zagrał jeszcze w kilku westernach (np. Joe Kidd), ale ich nie widziałem, więc polecić nie mogę.
Zapisane
SickBastard
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Pabianice




to hell and back

WWW
« Odpowiedz #15 : Stycznia 19, 2011, 20:48:22 »

Jakiś czas temu obejrzałem "Za garść dolarów" i "Za kilka dolarów więcej", tym samym został mi z dolarowej trylogii jeszcze "Dobry, zły i brzydki".

Po pierwsze "Za garść dolarów" jest bezczelnym plagiatem "Straży przybocznej" Kurosawy. Leone ani słowem nie wspomniał, że to nie on, a Kurosawa jest twórcą historii. No i dziad przegrał w sądzie. Akurat uwielbiam "Straż przyboczną", uwielbiam filmy Kurosawy, uwielbiam Mifune i po prostu to jakoś rzutuje na "Za garść dolarów". A po drugie film jest tylko niezły. Tylko. Nie umywa się do oryginału i nie rozumiem też za bardzo dlaczego ma aż tak wysokie oceny. Chyba tylko dlatego, że to pierwszy spaghetti western. A może ja czegoś nie łapię. Sam Eastwood zagrał b. fajnie, ale to na pewno jeden z gorszych filmów w jakich go widziałem.  "Za kilka dolarów więcej" jest o wiele lepsze. Jakoś i klimat, i bohaterowie mi bardziej podeszli.

jakie Westerny z Eastwoodem polecacie?
"Bez przebaczenia", "Mściciel", "Wyjęty spod prawa Josey Wales", "Powiesić go wysoko" :) W sumie każdy film z Eastwoodem jest na swój sposób dobry. Więc możesz oglądać śmiało każdy western :D
Zapisane

Emilio

*

Miejsce pobytu:
Poznań




Kochasz?

WWW
« Odpowiedz #16 : Stycznia 27, 2011, 20:41:22 »

Ja też jestem wielkim fanem Kurosawy, ale specjanie nie mierzi mnie to, że Leone popełnił plagiat. Uważam, że film jest bardzo dobry. Oczywiście zdecydowanie nejlepszy film z tego "dolarowego" cyklu to "Dobry zły i brzydki".
Zapisane

"I only dream in black and white, I only dream cause I'm alive. I only dream in black and white, to save me from myself"
amerrozzo

*

Miejsce pobytu:
Sosnowiec




« Odpowiedz #17 : Maja 18, 2011, 14:52:02 »

O żadnym filmie Eastwooda nie mogę powiedzieć: "arcydzieło!", ale też żadnego nie mogę nazwać słabym czy przeciętnym. Eastwood to solidny twórca i świetny aktor. Mało wprawdzie widziałem, ale przypuszczam, że każdy jego film trzyma dość wysoki poziom.

Tych nowszych jego filmów nie oglądałem, najmłodszym była "Rzeka tajemnic" (7/10), a najstarszym "Mściciel" (7/10). Zresztą wszystkim filmom wyreżyserowanym przez Clinta dałem ocenę siedem.
Zapisane
p.a.
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Katowice

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #18 : Czerwca 24, 2013, 09:18:19 »

Odkopię wątek, bo ostatnimi czasy oglądałem sporo filmów z Eastwoodem.

Po pierwsze - wreszcie zobaczyłem cały cykl o Brudnym Harrym, który wcześniej jakoś schodził mi z mojej filmowej drogi :) Zaskakująco równa to seria, muszę przyznać. Zaś Eastwood w roli Callahana sprawdza się wybornie, do mojego słownika dzięki tym filmom weszło powiedzenie "swell" ;) Najmniej podobała mi się część trzecia, jakoś tak bezjajeczna wyszła. Nie ma w sobie powagi, a może raczej brudnego realizmu pierwszych dwóch części, ani walorów rozrywkowych dwóch ostatnich części, film wypada dość drętwo. "Nagłemu zdarzeniu" i - przede wszystkim - "Puli śmierci" można zarzucić, że tam postać inspektora stała się nieco przerysowana, ale patrząc na to pod kątem rozrywki - jest super. Zresztą film nr 4, "Sudden Impact" pod pewnymi względami jest najbardziej ambitnym, najwyraźniej skręca w stronę dramatu - kompletnie nie dziwi mnie to, iż film wyreżyserował właśnie Eastwood. Najbardziej podobała mi się "Siła magnum", który to film oferuje najwięcej trzymających w napięciu scen, rozgrywka Callahana z przeciwnikami to coś, co skutecznie przykuło mnie do ekranu. Oryginał, "Brudny Harry" z dzisiejszej perspektywy jest dla mnie nieco zbyt zachowawczy i nie szokuje tak, jak może szokował w latach 70. No ale to ten film stworzył postać Brudnego Harry'ego i za samo to tylko zasługuje na wszelkie peany na swoją cześć. Za części 1,2,4 i 5 - 7/10, za 3 - 6/10.

Odświeżyłem też sobie "Tylko dla orłów". Jako rozrywka film spełnia swoją rolę, jako film wojenny - już chyba nie. Miejscami realizmu tam tyle, co w "Commando" (wszyscy strzelają, padają tylko Niemcy). Ale i tak - blisko 2.5 godziny minęło jak z bicza strzelił. A Eastwood? Trochę jednak niewykorzystany, niewyraźny. Mimo wszystko jednak film warty 7/10.

Wczoraj zaś zobaczyłem wreszcie "Gran Torino". Ciekawa historia, choć szyta nieco zbyt grubymi nićmi, zbyt mocno opierająca się na kalkach, nieco przerysowana. Ale ogląda się świetnie, zaś postać Kowalskiego, przy całej swej karykaturalności, napędza cały film. Nieźle wypadają też dialogi, zwłaszcza pod kątem humorystycznym (np. motyw, gdy Kowalski uczył Thao gadać "jak prawdziwy mężczyzna"). Mimo wszystko jednak czegoś w tym filmie brakowało, dlatego ode mnie znów 7/10 :)
Zapisane
PeaceandSecurity

*



« Odpowiedz #19 : Sierpnia 27, 2013, 12:44:08 »


Nieźle wypadają też dialogi, zwłaszcza pod kątem humorystycznym (np. motyw, gdy Kowalski uczył Thao gadać "jak prawdziwy mężczyzna")

Dla mnie to jedna z najbardziej niezapomnianych scen z tego filmu :rad2: Ogólnie trzeba pamiętać, że filmy z Estwoodem powstawały lata temu i trzeba brać na to poprawkę. Ogólnie to ciężko mnie zaliczyć do grona hardcorowych fanów, ale zawsze chętnie obejrzę filmy do których przykładał rękę C.E.
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
Drukuj
Skocz do: