Xavier Dolan, znany alternatywnie jako Xavier Dolan-Tadros (ur. 20 marca 1989 r.) ? kanadyjski aktor (także głosowy) i filmowiec. Niegdysiejszy aktor dziecięcy i telewizyjny.
Syn Manuela Tadrosa, aktora z Quebecu.
Jako dziecko wystąpił w filmach J'en suis!, Le Marchand de sable. Zagrał w serialu tv Omert?, la loi du silence oraz w dramatycznym horrorze Martyrs. Skazani na strach. Przykuł międzynarodową uwagę, kiedy w 2009 roku jego projekt J'ai tué ma m?re ? wyreżyserowany i napisany przez niego ? zdobył trzy nagrody podczas programu Directors' Fortnight na Festiwalu Filmowym w Cannes.
Jest gejem; film
J'ai tué ma m?re porusza wątki z jego życia.
Tyle wikipedia.
Jak widać reżyser młody, początkujący można by rzec. Tak się złożyło że w ciągu kilku dni obejrzałem oba jego filmy i pomyślałem, że może krótka wiadomość w "niewartych tematu" filmach to trochę za mało, a nuż ktoś będzie chciał się podzielić jakąś refleksją. Poniżej kilka słów ode mnie:
Zabiłem moją matkę (J'ai tué ma m?re) [2009]Film bardzo mi się podobał. Bardzo dopracowany aktorsko. Świetnie wyreżyserowany. W ogóle świetnie pomyślany. Obraz jest bardzo spójny, łączy dobrze opowiedzianą historię z pewną przestrzenią i elementami dodającymi całości artyzmu, bez popadania w pretensjonalność. Historia okraszona jest kilkoma wstawkami "niby-wywiadu" z głównym bohaterem, są także wizualizacje jego wyobrażeń (tłuczenie talerzy, albo matka ułożona w trumnie). Nie chcę tu opowiadać fabuły - ta nie jest nadmiernie skomplikowana, acz świetnie zarysowuje problemy matki samotnie wychowującej dorastającego syna, problemy tegoż w kontaktach z otoczeniem i z odnalezieniem się jakoś w świecie, wreszcie potraktowana w bardzo naturalny, nienachalny sposób tematyka homoseksualizmu. Hubert jest jako główny bohater dokładnie taki, jaki powinien być rozhisteryzowany szesnastolatek - maksymalnie irytujący
Jego potoki słów, jego fochy - zresztą fochy jego matki również - wszystko to wydaje się bardzo wiarygodne i choć czasem ich relacje komplikują się niesamowicie, to co jakiś czas reżyser sprowadza nas na ziemię pokazując bardzo proste skrajności - miłość i nienawiść - przez co we wszystko bardzo łatwo jest uwierzyć. Jedyne poważniejsze zastrzeżenie jakie miałem podczas seansu dotyczyło związku Huberta z Antoninem - bardzo dojrzała wydawała się ta relacja jak na dwóch szesnastolatków, choć i to z czasem jest weryfikowane. Ach, i muszę przyznać, że tak namiętnej sceny gejowskiego seksu w filmie jeszcze nie widziałem
Dodam jeszcze, że absolutnie niesamowicie operuje ten film barwami. Kolory, ich nasycenie, zestawienia - bardzo mocno oddziałuje to na widza, niejednokrotnie jest tak, że wystrój i kolorystyka pomieszczenia, w którym rozgrywa się dana scena, nie tylko buduje bardzo silnie nastrój, ale daje wyznacznik jakie treści i emocje zostaną nam za chwile zaprezentowane. Nie wiem na ile świadomie, a na ile intuicyjnie został ten efekt osiągnięty, ale sprawdza się świetnie.
Dałem filmowi
8/10 na filmwebie i tej oceny się trzymam. I choć nie jest to obraz idealny (w dodatku to trochę "hipsterskie" kino - może nie tak bardzo jak
Unmade beds, ale jednak], to na pewno warto go obejrzeć i przyjrzeć mu się uważnie.
Wyśnione miłości (Les Amours imaginaires) [2010]Tutaj z kolei przeżyłem duże rozczarowanie. Pozytywnie nastawiony przez poprzedni film oczekiwałem obrazu przynajmniej równie dobrego, tymczasem otrzymałem kompletny niewypał. Dolan wysoko zawiesił sobie poprzeczkę swoim debiutem i w mojej opinii kolejny skok zupełnie mu już nie wyszedł.
Film oglądało mi się strasznie. Zupełnie nie mogłem się wczuć w to, co działo się na ekranie. Pierwszym poważnym minusem filmu jest Monia Chokri grająca rolę Marie. Aktorka jest (bądź na taką wygląda) za stara do tej roli, przez co zupełnie gryzie się z towarzyszącymi jej dwoma młodymi facetami. W dodatku ubrana jest i uczesana tak, że wygląda przez to jeszcze starzej i gorzej. Grą aktorską nie jest w stanie nadrobić zupełnie nic - zachowuje się jak wyjątkowo wkurzający manekin. Udziela się to niestety także Dolanowi, który w porównaniu do poprzedniego filmu tutaj gra po prostu sztucznie. Najbardziej "lekka" w odbiorze jest więc rola Nicolasa, który w sumie trudnego zadania nie miał, bo musiał się tylko zalotnie uśmiechać, całować, obściskiwać i gryźć uszy wszystkiego co się wokół rusza. Seans tego filmu jest po prostu niewygodny, aktorska kostnica na każdym kroku przypomina, że to tylko film i nie sposób jest podejść do niego zbyt emocjonalnie.
Odrębna kwestia to fabuła, na którą pomysł był może i niezły, ale rozpracowano go i rozmyto do nieprzyzwoitości, przez co problem (dwójka przyjaciół - kobieta hetero i facet homo - zakochują się w tym samym osobniku) traci na swojej mocy. Główni bohaterowie są niesamowicie znudzeni, przez co nudni w odbiorze. Miotają się w tym filmie sami nie wiedząc czego chcą, nawet kiedy się z czegoś cieszą, to i tak radość ta wydaje się mocno wątpliwa. Chwyty z Zabiłem moją matkę, które w tamtym filmie dawały trochę wytchnienia od niezmiernego gadulstwa głównego bohatera - tutaj niestety zupełnie się nie sprawdziły, bo tylko dodatkowo rozciągnęły film czyniąc go jeszcze nudniejszym. Mini-wywiady z ludźmi niezwiązanymi z fabułą filmu w sumie tchną banałem i dałoby się bez nich obejść. Zakończenie (mam na myśli rozmowę Francisa i Nicolasa) zamiast dawać po głowie budzi raczej śmiech.
Najlepszą rolą w filmie jest chyba krótki występ Anne Dorval (w Zabiłem moją matkę gra ona właśnie tytułową matkę, tutaj jest z kolei matką Nicolasa), która wnosi na chwilę w ten obraz trochę życia i przez swoją groteskowość jest w stanie obudzić nieco ululanego widza.
Widziałem w życiu wiele gorszych filmów, jednak Wyśnionym miłościom dałem
5/10, gdyż uważam, że spory potencjał pomysłu został zmarnowany co trudno wybaczyć. Mam nadzieję, że nie oznacza to, że Dolanowi udało się jednorazowo w przypadku Zabiłem moją matkę, a jest to tylko wypadek przy pracy.