Czytałem tylko "Dobry omen", który napisał razem z Pratchettem i była to średnia książka prawdę mówiąc. Ale po AB obiecuję sobie dużo więcej

Ostatnio jakiś mały zastój się pojawił, ponieważ jakoś mi się nie chciało za bardzo czytać. Dlatego tak mało książek mam na koncie . Poczytałem zaległe gazety ( Odkrywca, NŚ) i wrócił mi zapał do czytania. Teraz zacząłem Strzałę Posejdona Cusslera i idzie czytanie jak burza . Mam nadzieje, że to tylko takie momenty były niedyspozycji czytelniczej i na razie się nie powtórzą .

Od dłuższego czasu cierpię na kryzys czytelniczy objawiający się wstrętem do słowa pisanego. Każdą kolejną książkę miałem ochotę pierd... o ścianę. Postanowiłem więc spróbować temu zaradzić i sięgnąłem po "Miasto Złocistego Cienia" Tada Williamsa, czyli I tom cyklu "Inny Świat". Mam nadzieję, że mój ulubiony pisarz powinien pomóc w palącej potrzebie

Kurde telefon mi wpadł... powiedzmy, że do miski z wodą. Biorąc pod uwagę, że większość historii jakie przyswajam jest w formie audio, to bardzo mocno wpłynie na zaniżenie moich statystyk czytelniczych :/

marczew to pewnie przez Twoją bardzo prężną ostatnio antycobenowską kampanię

A kurde masakra. Nic mi się nie chce, jakieś ogólne zapalenie zniechęceniowe mnie dopadło.
Przeczytałem trochę suszy Mastertona, ale mnie zniechęciła, i już chyba od wtorku leżała.
Dałem sobie spokój.
Zabrałem się za Hutwitza, i w sumie jest coś lepiej. On pisze takim głupkowatym stylem Cobena, więc wchodzi lekko .

Nowa jakaś katastrofa z tamtego roku.

Styczeń jedna książka. Luty - okrągłe zero, ale jedną czytam.
Jest strasznie.

Ja już mam dwie na swoim koncie Duży sukces jak na obecną chwilę. Czytam teraz "Marsjanina" A. Weira i myślę, że skończę szybko bo to fantastyczna książka

Ja mam ostatnio - w pewnym sensie - zastój czytelniczy.

Piszę "w pewnym sensie", bo nie dotyczy on książek w ogóle... Wiecie, że szczególną sympatią darze książki historyczne. Ostatnio postanowiłem się otworzyć na nowe tematy i epoki, i w związku z tym poczytałem trochę historię pierwszej wojny światowej, a ostatnio czytam bardzo fajnie napisaną (dla laika) historię starożytnego Rzymu. Na półce stoi u mnie kilka innych pozycji (m.in. o związkach religii z polityką, czy też trzytomowe "Dzieje wypraw krzyżowych").
Z tymi książkami akurat nie mam problemu.

Problem pojawia się u mnie z fantastyką. Nie dawno czytałem "Smoczy tron" Williamsa, który generalnie mi się podobał. Zrobiłem przerwę, zabrałem się za drugi tom. I tu było już dużo gorzej. Nie odnośnie fabuły, tylko faktu, że to jest... zwyczajnie nie chciało mi się tego czytać. Po prostu w ostatnim czasie zacząłem odczuwać znużenie, niechęć i awersję do takich wielotomowych "tasiemców"

Pamiętam, ile czasu ślęczałem nad "Kronikami Czarnej Kompanii" i jak wiele przyjemności mi ten cykl dał. Jak teraz pomyśle o cyklu "Pamięć, smutek, cierń", to jakoś mnie nie ciągnie do kontynuowania przygody i brnięcia przez kolejne trzy opasłe tomiska (choć jakieś 140 stron drugiego tomu mam za sobą, czytane "na raty" i "od niechcenia").

Nie miałbym oporu przed kilkutomowymi działami na tematy historyczny, które poszerzyłyby moje zainteresowania, czy wiedzę, ale mam opór przed kilkutomowymi powieściami fantasy, które poza rozrywką nie dają mi nic

P.S. I nie chciałbym być źle zrozumiany, że jest to jakaś "gorsza" literatura czy coś... po prostu nie jestem chyba osobą przyzwyczajoną do beletrystyki.