Dawno, dawno temu, gdzieś w okolicach roku 2000 zacząłem swoją przygodę u boku Stephena Kinga. Przez te kilkanaście lat przeczytałem praktycznie wszystko, co wyszło spod jego ręki, zwykle będąc na bieżąco z nowościami. Dzięki jego płodności był to przemiał hurtowy i gdzieś w tym całym rozgardiaszu umknął mi pewien fakt.
Ostatnio po dobrych dziesięciu latach wróciłem do pozycji, która gdzieś w mojej świadomości zapisała się w samej czołówce jego twórczości, choć po takim czasie oprócz samego zarysu fabuły, kilku scen i zakończenia niewiele pozostało w pamięci. Bastion, bo o nim mowa, wytrzymał jednak próbę czasu. Nadal jest świetnie skrojoną lekturą, przez którą mimo objętości płynie się jak rozgrzany nóż przez kostkę masła.
Ja jednak nie o tym. Podczas lektury olśniło mnie (wiecie, żaróweczka nad głową, te sprawy) i nagle dotarł do mnie pewien fakt ? King się zmienił.
Styl pisania, tematyka którą porusza i ta którą poruszać przestał, podejmowanie niektórych tematów. Odkrycie tego ostatniego chyba zabolało mnie najbardziej. Zaczynałem od Cujo, Smętarzy i innych Lśnień i mam wrażenie, że ten młody, awanturny pisarzyna spod którego ręki wyszły tamte książki miał JAJA. Nie pie%^*olił się. Martwe dzieciaki, przemoc, tematy trudne i bolesne. Klasyczny horror, który w ostatnich książkach gdzieś się ulatnia. Mimo, że ciągle teksty lawirują wokół gatunku, to daleko im do bezkompromisowości z tamtych lat.
Bastion pomimo pewnych skaz warsztatowych przypomniał mi, że ten gość potrafił kiedyś pisać o śmierci we własnych rzygowinach, o mało delikatnym umieraniu dzieci, czy mordowaniu ludzi na różnorakie okropne sposoby. Wiecie, to co każdy porządny ministrant lubi najbardziej
A może to tylko sentymentalne smuty? Jakie są wasze odczucia? Jak bardzo w Waszej opinii zmieniły się teksty Kinga? Którego Stephena i którą epokę w jego twórczości lubicie najbardziej? I najważniejsze ? czy to forum jeszcze żyje? (mnie tu z dobre dwa lata nie było
).