Panowie, po niespełna dwóch latach powróciłem do Koontza, sięgając po ową pozycję, która już trochę na mojej półce leżała i,niestety, nie podzielam waszych zachwytów.
Nie lubię strasznie u Koontza jak bawi się jakimiś przekształceniami w materale genetycznym czy to u ludzi czy u zwierząt (jedyne odstępstwo "Opiekunowie"). To jest świetny "znawca ludzkiego umysłu" i kreator portretów psychologicznych postaci i jak pisze thrillery, to mu to zajebiście wychodzi,, ale jak zaczyna posługiwać się typową fantastyką to albo mnie nudzi albo śmieszy.
U Koontza tych genetycznych matactw i knowań jest niemało i mówiąc szczerze spory odsetek jego pierwszych powieści w Polsce (za czasów Amberu) bazował na tym motywie fabularnym
. Poza
"Opiekunami" i
"Złym miejscem" wyraźny akcent zabawy w Boga z genetyką za pan brat [
] znajdziesz też w tak znanych utworach jak
"Nieśmiertelny" / "Cieniste ognie",
"Północ" czy
"Niezniszczalny" / "Zwierciadło zbrodni" Ja osobiście bardzo cenię sobie wszystkie te powieści; ba, w większości przypadków, w moim mniemaniu to górna półka dokonań literackich Deana
.
-teleportacja - głupie i poco to tutaj?
-telepatia - to samo
-kazirodztwo i pomieszanie w genetyce- czyli to o czym pisałem.
Scenami z rodzinki Pollardów,
"Złe miejsce" istotnie może zniesmaczyć, ale z drugiej strony na tym ich wynaturzeniu, bazował cały koncept z posiadanymi przezeń ponad naturalnymi zdolnościami: osobliwe zaburzenia w genach zrobiły z nich nie lada mutantów w ludzkiej powłoce - a szczególnie tyczy się to Pana Błękitne Światło
. Gdyby nie ich "inność", cała powieść straciłaby główny motor zapalny
.
Już dawno nie miałem tak, że czytałem tylko po to, żeby mieć książkę już za sobą. Spore rozczarowanie, bo oczekiwałem po tej książce sporo. Nie wiem co bym musiał teraz przeczytać, ażeby się nie zrazić na stałe, ale musi to być coś konkretnego, bo stracę wiarę w Koontza, którego "Intensywność", "Odwiecznego wroga" i "Fałszywą pamięć" uważam za jedne z najlepszych książek literatury grozy.
Cholera, aż strach pomyśleć, co to by było, jakbyś na początku swojej przygody z prozą Deana sięgnął po
"Złe miejsce" .
Przewrotnie, ja właśnie od tego tytułu zaczynałem w 1992 swoją czytelniczą krucjatę z Koontzem; tak mnie oczarowało to
"Złe miejsce", że poszedłem za ciosem i tak mi zostało po dziś dzień
.
Rozumiem jednak, ze co czytelnik, to mogą być zupełnie inne oczekiwania wobec twórczości danego pisarza i ten sam tytuł, jedni mogą wysoce cenić, innym zaś może się odbijać czkawką - cóż poradzić, trafiłeś w tym przypadku do tego drugiego worka
.
Za czas jakiś - bo teraz pewnie czeka Cię antykoontzowa terapia
- mógłbyś sięgnąć chociażby po zaproponowaną przez
Magnisa "Przełęcz śmierci"; bardzo fajna, silnie rozbudowana fabularnie, mroczna powieść z interesującym czarnym charakterkiem
.
A od siebie mogę polecić - o ile jeszcze nie czytałeś - magicznych
"Nieznajomych"; jak dla mnie wielki fenomen w dorobku Deana obok
"Intensywności" ma się rozumieć
.