Skończyłem.
Popłynęły mi łzy wzruszenia na ostatnim rozdziale,
kiedy doszło do powtórnego spotkania Endymiona i Enei.
To był naprawdę bardzo wzruszający moment, chyba jeden z najlepszych w całe książce i całym cyklu. Ale spodziewałem się go... jednak.
Poza tym miesza się we mnie uczucie zadowolenia i rozczarowania.
Zacznę od wad: za długa i potwornie rozwleczona. Początek, wędrówka Endymiona, pobyt na Tien Shan... to naprawdę musiało zajmować aż tyle!? Czy za każdym razem jak Endymion wychodził na spacer musiał Simmons pierdzielnąć opis na 2 strony. Czy zjazd na linie, wspinaczka i później zjazd rynną musiał być tak dokładnie opisany? Ja rozumiem że dba się o szczegóły, ale czasami aż chciało się zabluźnić. To że nie pominąłem żadnego fragmentu zakrawa na cud, wiele razy byłem blisko. Druga wada... Endymion, jednak. Ostatecznie bardzo go polubiłem, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Simmons sobie trochę jaja z niego robił. Straszny fajtłapa i pechowiec. Jak mogło mu się coś przydarzyć to tak było. Zawsze go ktoś ratował, pomagał. Zawsze jak coś robili we trójkę (Enea, Bettick i on) to wypadał najgorzej - chociażby przy lądowaniu paralotnią zwichnął kostkę. Wcześniej miał gdzieś z pierdyliard takich sytuacji. A szczytem wszystkiego był atak kamicy nerkowej (nosz kurde!). Ale to bardzo poczciwy pechowiec, nie da się tego jego szczerego serca, prostego sposobu życia i miłość jaką darzy Eneę nie cenić. Aczkolwiek, jako główna postać mnie irytował i tak jak napisałem wcześniej, w porównaniu z ekipą z dylogii hyperiońskiej wypada raczej średnio.
Zaletą jest na pewno wizja Simmonsa i to jak to wszystko się zgrywa. Rany, począwszy od genezy Centrum, poprzez ewoluowanie Intruzów, Pustkę Która Łączy, miłość jako rzeczywistą siłę we Wszechświecie, dopięcie wielu rzeczy na ostatni guzik, wybrnięcie z wielu rzeczy, z których się nie spodziewałem, że wybrnie... No i bardzo cieszy mnie powrót starych znajomych, chociaż jednego powrotu nie mogę zrozumieć i braku jednej osoby również
nie rozumiem jak to się stało, że wrócił Kassad
to był dwa razy napisane i czytałem te fragmenty nawet dwa razy, ale kurde nie wiem. Co się stało, że zabrakło Sola Weintrauba?
Jest jednak kilka rzeczy, na które nie dostałem odpowiedzi i to mnie trochę drażni, ale cieszę się że Dan nie rozwiązał wszystkiego, nie wyłożył na stół wszystkich kart.
"Trium Endymiona", zresztą "Endymion" również to olbrzymia krytyka zakłamania kościoła katolickiego, które chociaż na kartach książki ma podłoże fikcyjne, ale też jest odbiciem rzeczywistej sytuacji. To duży plus. I kolejny to taki, że "Triumf Endymiona" ma piękne przesłanie.
No i chociaż do końca nie jestem zadowolony, z kształtu jaki nadał powieść autor, to jednak ostatecznie bardzo mi się podobała. Śmiała i ciekawa wizja. I kurde, nie mogę się doczekać, aż przeczytam dwa opowiadania powiązane z uniwersum: "The Death of the Centaur" i "Sieroty z Helojzy".