Książka dobra, ale nie aż tak jak "Krwawy południk" czy "Droga". Debiut, to fakt, ale już widać, że od początku autor posługiwał się tym niepodrabialnym stylem.
To co mi się podobało w tej książce to nie historia trójki bohaterów, a o dziwo! opisy środowiska.
Losy młodego Rattnera, Syldera i Ownby'ego niby nie są zwyczajne, ale mnie jakoś nie zachwyciły. Ok, nad każdym z nich można by popłakać i poużalać się, ale to jest -jak nietrudno zauważyć- stały schemat w książkach Cormaca, w których bohaterowie nie są szczęśliwi, więc warto zwrócić uwagę też na inne rzeczy.
Dla mnie osobiście ta książka to te obrazy przyrody,tak nadzwyczajne, że aż momentami jakby żywe. Płynący strumyczek, opadający listek, przemykający wiatr. Człowiek po prostu czuł jakby sam się tam znajdował: oddychał tym samym powietrzem co bohaterowie, czy odczuwał na karku zmiany pogodowe.
Ostatni raz tak bardzo podobał mi się opisy przyrody w "Najciemniejszej części lasu" Campbella. I chyba zacznę szukać więcej tego typu książek.
Także ogólnie ok. Przyzwyczaiłem się już do stylu w jakim Cormac serwuje nam swoje powieści, nie przeszkadza mi ta odmienność, a język uważam za coraz ładniejszy.
P.S.:
Czy wy też macie innego rozmiaru tego "Strażnika" niż pozostałe
Zdenerwowałem się jak dostałem go w swoje ręce i położyłem na półce, po czym po chwili zorientowałem się, że książka trochę odstaje od innych.