Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane
Strony: [1] 2 3   Do dołu
Drukuj
Autor Wątek: Lśnienie - mini-serial Garrisa i Kinga czy film Kubricka  (Przeczytany 29330 razy)
nocny
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Szczecin




WWW
« : Września 08, 2010, 23:14:41 »

Aby nie rozmawiać w dwóch topikach poświęconych tym dwóm filmom, pokłóćmy się tutaj :D
Zapisane
Duddits
Gość
« Odpowiedz #1 : Września 09, 2010, 00:30:04 »

Kubrick:
plusy - fantastyczna rola Jacka Nicholsona, fantastyczna rola Scatmana Crothersa, fantastyczny pełen grozy klimat, fantastyczna muzyka, winda brocząca krwią, klimatyczny hotel
minusy - zakończenie, palcowaty Tony, Wendy
Garis:
plusy - zgodność z powieścią, inna Wendy, w sumie fajnie się ogląda, nieplacowatość Tonego
minusy - sam hotel, Jack Torrenc, królik Danny, lewitujący Tony, śmieszny Tony, beznadziejny Tony, hustla Hallorann, nie straszy, trochę nudzi
Zapisane
nocny
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Szczecin




WWW
« Odpowiedz #2 : Września 09, 2010, 00:48:31 »

tiaaa, żeby mini-serial miał więcej minusów musiałeś 3 razy napisać o Tonym :D

Kubrick
plusy - kilka świetnych scen
minusy - zniszczenie historii Kinga, brak pokazanej przemiany Jacka Torrance'a co stanowiło sedno książki a przez co film nie ma sensu, Danny rozmawiający ze swoim palcem wydając przy tym dziwaczne dźwięki, najbrzydsza kobieta świata w roli Wendy, kompletnie bezsensowna rola Hallorana, okropny, niezachęcający do zamieszkania hotel (a tak naprawdę pomieszczenia w studiu), miliony różnic w stosunku do powieści

Garris / King
plusy - niesamowicie wierna ekranizacja, świetny klimat, wzorowo pokazana stopniowa zmiana Jacka, zdjęcia kręcone w fantastycznym hotelu, dokładnie tym, który zainspirował Kinga do napisania powieści, piękna Wendy
minusy - Danny, niepotrzebny epilog
« Ostatnia zmiana: Września 09, 2010, 00:53:49 wysłane przez nocny » Zapisane
Duddits
Gość
« Odpowiedz #3 : Września 09, 2010, 01:19:51 »

Dobra, co do braku przemiany to trochę (ale tylko troszeczkę) się z Tobą zgodzę ;) Fakt, Torrence na początku także wygląda trochę demonicznie ale jak już zauważyłeś taki jest Nicholson. Idealni pasował do roli czuba w Locie nad nad kukułczym gniazdem. Ale nadrabia to grą z nadwyżką. A jako jego przemianę potraktujmy nieogolona facjatę ;)
Zacząłem dzisiaj pod wpływem dyskusji znowu oglądać serial i po ponad godzince klimatu za bardzo nie uświadczyłem. Mogę się zgodzić co do wnętrza hotelu, że jest dobre ale w filmie Kubricka też ma swój klimat.
Nie podobają mi się kompletnie efekty specjalne u Garrisa dlatego ciesze się, że Kubrick zrezygnował z ukazania walki "krzaczastych" zwierząt gdyż raczej nie mógł w tamtych czasach liczyć na coś lepszego choć te w ekranizacji Garrisa jak na rok 1997 to śmiech na sali i ubaw po pachy :D W zamian za to mamy scenę z windą, która jest mistrzowska.
Zgadzam się także co do "końca" Dicka choć to już kwestia niezgodności z ekranizacją. Samego Crothersa za nic bym nie zmienił.
Zapisane
HAL9000

*

Miejsce pobytu:
Discovery One

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #4 : Września 09, 2010, 08:23:25 »

Kubrick

Plusy:

- Jack Nicholson
- Hotel, Labirynt - bardziej klimatyczny, klaustrofobiczny.
- Świetne zdjęcia i muzyka.
- Zakończenie.
- Odważne podejście do materiału źródłowego (i nie na kolanach jak Garris ;) )

Minusy:

- Zbyt okrojona rola Hallorana.

Garris/King

Plusy:

- Dobre chęci (ale i tak nie wyszło ;) )
- Charakteryzacja
- Scenariusz

Minusy:

- Reżyseria.
- Brak klimatu.
- Aktorzy grający na serialowym poziomie.
- Efekty Specjalne.

Zapisane

Gentlemen, you can't fight in here! This is the War Room. Trakt
Magnis

*




« Odpowiedz #5 : Września 09, 2010, 08:42:17 »

Lśnienie Kubrick

Plusy
- bardzo dobra rola Jacka Nicholsona
- lokacja odciętego od świata hotelu
- bardzo dobre efekty specjalne, zdjęcia, muzyka
- Klimat trzymający w napięciu
- Zakończenie

Minusy
- może jakieś są, ale dla mnie nie ma żadnych :)

Lśnienie - miniserial Garris

Plusy
- Realizacja jak na wersje telewizyjną dobra
- Scenografia
- Scenariusz
- Efekty specjalne

Minusy
- Nie ma takiego już klimatu jak w filmie
- Aktorstwo
- miejsce akcji

Zapisane

Mistrzem grozy w Polsce jest Stefan Grabiński.
Wielcy Przedwieczni : Dagon, Cthulhu i Wielki Staruch.
Mando

*




King, Star Wars i oddychanie... w tej kolejności

WWW
« Odpowiedz #6 : Września 09, 2010, 08:42:50 »

Dobra, co do braku przemiany to trochę (ale tylko troszeczkę) się z Tobą zgodzę Mrugnięcie Fakt, Torrence na początku także wygląda trochę demonicznie ale jak już zauważyłeś taki jest Nicholson.

Ale właśnie ja przestałem używać już tego argumentu odnośnie przemiany Jacka. Znaczy tak, porównując te dwa filmy, u Garrisa jest świetna przemiana, a u Kubricka jej nie ma, ale tak naprawdę King w książce nie uchwycił dobrze tego. Moim skromnym zdaniem, pod tym względem King znacznie lepiej opisał tę historię w scenariuszu niż w książce. Można pisać, że Garris podobał się pod tym względem bardziej, ale nie uważam by można było pisać, że Kubrick w tym konkretnym punkcie wypacza książkę.

I tak samo sprawa ma się z Wendy. Ja uwielbiam Wendy u Garrisa, a nienawidzę tej od Kubricka, ale gdy czytałem teraz książkę to przed oczami miałem jednak wersję kubrickową. Kingowa Wendy to drażniąca, moralizująca, wkur... kura domowa. Osobiście bardziej podoba mi się początkowa wersja rodziny jaką zobaczyliśmy u Garrisa, ale w książce wcale tak różowo nie było.

Mój głos jednak zdecydowanie idzie na Garrisa. "Lśnienie" Kubricka to film nudny, męczący pełen durnych pomysłów i pod wieloma względami marny.

Kubrick:
+ serio nie umiem powiedzieć... może muzyka, ale ja się nie znam
- Jack, Wendy, gadający palec, historia itd. itd. itd.

Garris:
+ klimat, rozrywka, Jack, Wendy, przemiana Jacka, historia
- Danny, latający Tony, telewizyjne "efekty"
Zapisane
Duddits
Gość
« Odpowiedz #7 : Września 09, 2010, 13:00:13 »

Wczoraj wieczorem pooglądałem sobie dalej wersję Garrisa. Myślę - ciemno się robi, wezmę basy na maksa, zamknę zwierzaki w innym pokoju, może coś z tego będzie. Było koło 20:00.. Po 22:00 obudziła mnie moja Wiola. Cóż, byłem trochę zmęczony ale przy ciekawym filmie raczej bym nie usnął. Jako, że film i tak nie ma w sobie za dużo klimatu więc lepiej go oglądać w dzień albo najlepiej jakąś godzinkę po przebudzeniu. Będę miał gwarancje, że nie usnę. Film jest nudny z tragicznymi efektami specjalnymi robionymi chyba na kalkulatorze marki Kenko :D Nie wiem Magnis gdzieś Ty widział dobre efekty skoro plusa dałeś. Kurde dwa lata później pokazał się Matrix. Ja wiem, że to nie Warner Bros ale Kubrick 20 lat wcześniej w Odysei Kosmicznej miażdżył zdjęciami w czym pewnie się zgodzi kolega HAL9000 z forum. Garris to dobry rzemieślnik ale w żadnym calu nie wybitny.
Co do braku przemiany to jej brak wykazuje Nocny. Ja się zgodziłem z nim tylko troszeczkę. Tyci tyci :D Już wcześniej napisałem, że Kubrick nie zrobił na siłę z Torrenca od początku filmu psychola. Przecież on już miał nie po kolei w głowie. Nie będę po raz drugi wymieniał jego wyczynów przed Panoramą bo i tak wszyscy je przecież znamy. Hotel je tylko uzewnętrznił i pogłębił. U Torrenca  z 1997 nie widać takiej irytacji jaką pokazał Kubrick. Tym bardziej za to mu chwała, że to tylko dwugodzinny film a nie mini-serial.
Co do Wendy to w sumie do gry Shelley Duvall nie mam zastrzeżeń. Ona po prostu tam nie masuje jak diabli. Z tym zgadzam się w 100% z Nocnym. Napisałeś Mando, że oddała bardzo dobrze w swojej roli sposób z jakim wnerwiała Jacka i z tym się zgodzę.
Zapisane
Lady Nina

*

Miejsce pobytu:
Łódź




ka-mai

« Odpowiedz #8 : Września 09, 2010, 13:07:39 »

Szczerze mówiąc, to ja się akurat genialnością Kubricka nigdy nie zachwycałam, więc pewnie dlatego i za "Lśnieniem" nie przepadam. Za rolą Nicholsona też nie. Może dlatego, że mam już za sobą sporo  filmów, gdzie szanowny pan Jack do znużenia pokazywał te same miny i czego by nie robił, to wyglądał na - pardon - sukinsyna i faceta z odchyłami. Nie chcę się już tutaj wgłębiać w to, czy "świetny aktor" powinien wszędzie sprawiać takie samo wrażenie, bo to całkiem inny temat, ale film Kubricka traci u mnie mnóstwo przez obsadę właśnie. Druga sprawa, to razi mnie tam sztuczność całej scenerii: te wszystkie niezmierzenie dłuuuuugaśne korytarze, te labirynty, ten śnieg z soli... :D Nastrój to może i jakiś tam robi, ale drażni. Poza tym, u Kubricka w ogóle nie ma tego przejścia z normalności w koszmar, jakie jest w książce i jakie udało się pokazać Garrisowi. Od początku widać, że Jack jest psychiczny, a hotel straszy samym wyglądem, nawet żadne duchy mu niepotrzebne, żeby bać się tam mieszkać. ;)

Plusy u Kubricka... sama nie wiem. Powiedzmy, że sprawdza się jako horror, jeżeli ktoś pojęcia nie ma o treści książki. Przewagę nad miniserialem Garrisa ma jeszcze taką, że to film kinowy, nie telewizyjny. Broni się też tym, że się nie zestarzał. Powstał w czasach, gdy "efekty" nie były wymogiem koniecznym, więc teraz nie śmieszą.
Minusy: sztucznie nadmuchany nastrój grozy, fatalnie dobrani aktorzy, po których od razu widać, jak bardzo dysfunkcjonalna jest rodzina Torrance'ów, palcowatość Tony'ego i już tak ogólnie, zmarnowanie powieści Kinga. ;)

Plusy u Garrisa: przede wszystkim Weber, który jednak bardziej niż Nicholson wygląda na pisarza-nauczyciela-inteligenta, nie wiem, jak to zrobił, ale mu się udało. :D Bardziej kingowy klimat filmu, bardziej realistyczne "dekoracje", powiedzmy, czyli hotel i cała reszta, no po prostu lepiej się to ogląda.
Minusy: również Tony [akurat ten bidulek jakoś nie ma szczęścia], nieco rażąca telewizyjność produkcji i - w tej sytuacji - trochę jednak zbyt wierne odwzorowanie książki. Ale dla mnie Garris i tak wygrywa.
« Ostatnia zmiana: Września 09, 2010, 13:11:21 wysłane przez Lady Nina » Zapisane
SickBastard
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Pabianice




to hell and back

WWW
« Odpowiedz #9 : Września 09, 2010, 14:03:44 »

Ja oczywiście głosowałem na Kubricka, prawie za niego kiedyś zginąłem, więc nie mogłem inaczej. Ale prawda jest taka, że "Lśnienie" Garrisa oglądałem, gdy pierwszy raz leciało w telewizj, mało z niego pamiętam i wypadałoby jednak je powtórzyć. Wszystkie moje, przez lata powtarzane na jego niekorzyść argumenty trochę we mnie wrosły. Ale powtarzałem niedawno kubrickowskie "Lśnienie" i potwierdziło się, to kawał dobrego kina, które od lat powoduje że stają mi włosy na głowie.

Co mi się rzuca w oczy to fakt, że mało kto zauważa, że Jack to od początku był psycholem, który miał problemy z agresją i piciem. I to widać w książce. To alkoholik, któremu zaraz puści sprężyna, zacznie pić i pójdzie w ciąg. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie wpierdziela pyralginy jak dropsów. Druga sprawa... złamał swojemu dzieciakowi rękę... i... wyrzucili go ze szkoły za to że pobił dzieciaka, który spuścił mu powietrze z opon.

Kurde, Nocny, do Panoramy nie jechała zdrowa, amerykańska rodzina... ona była dysfunkcyjna, bo głową rodziny był alkoholik. I to świetnie pokazał Kubrick. To jak Danny chodzi na paluszkach, to jak Wanda siedzi jak na szpilkach, jak nerwowo pali papierosy, jak posyła pełne strachu spojrzenia w stronę męża. Może jest brzydka jak noc listopadowa, ale nie pamiętam, żeby aktorka, którą wybrał Garris jakoś talentem aktorskim błyszczała. Poza tym ona jest na maksa wkurzająca i Jack jej nie cierpi, pewnie nie cierpi jej też za jej wygląd. I tak jak Mando wspomina, książkowa Wanda nie była postacią, którą się lubi. Ja ją zapamiętałem jako kobietę która jest wiecznie w pretensjach.

Poza tym naprawdę ciężko mi przychodzi zrozumieć czepianie się tych scenografii. Hotel Kubricka jest upiorny sam w sobie. Chłód, przestrzenie i amerykańsko-wiejski klimat tych wszystkich sal i pokoi - taki ichni odpowiednik naszych peerelowskich wystrojów. Nie wiem czy wy też tak macie, ale jak wchodzę nieprzyjemnie wyglądających pomieszczeń mam takie nieprzyjemne uczucie w żołądku... trochę podobne do tych motylków, które się czuje gdy widzi się swoją sympatię. I coś podobnego czuję właśnie gdy oglądam "Lśnienie" Kubricka - jakoś podświadomie czuję odrazę do tego hotelu. Garrisa zapamiętałem... no cóż... jakoś tak normalnie. ;) Aż chciało się tam zamieszkać.

Ostatnia rzecz... wierność. Ja nie uważam, że bycie wierny w 100% książce to zaleta ekranizacji. Kiedyś tak myślałem, bo chciałem obejrzeć coś jak najbardziej podobnego mojej wizji i fabule powieści, opowiadania czy komiksu. Teraz mi to wisi, bo jeżeli film jest dobry, to się obroni nawet jeżeli zmieniono zakończenie względem pierwowzoru i usunięto postać jakiegoś bohatera. Natomiast gdy oglądam super wierną ekranizację to się zwyczajnie nudzę, bo wszystko jest tak jak w książce - zero zaskoczenia, zero emocji... tylko myśl "teraz powinno być... cośtam".


Poza tym ja nie cierpię Webera i to nie ze względu na to, że nie lubię "jego" Jacka w "Lśnieniu" Garrisa. W każdej roli jest dla mnie taki sam - taka gorsza wersja Nicholasa Cage'a.


Także "Lśnienie" Kubricka 4 LIFE!
Zapisane

Mando

*




King, Star Wars i oddychanie... w tej kolejności

WWW
« Odpowiedz #10 : Września 09, 2010, 18:34:21 »

Druga sprawa, to razi mnie tam sztuczność całej scenerii: te wszystkie niezmierzenie dłuuuuugaśne korytarze, te labirynty, ten śnieg z soli... :D

Ja się zawsze zastanawiałem ile setek ludzi wynajętych jest do strzyżenia wielkiego jak stadion labiryntu z żywopłotu. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić by przed hotelem faktycznie stało coś takiego.

Poza tym naprawdę ciężko mi przychodzi zrozumieć czepianie się tych scenografii. Hotel Kubricka jest upiorny sam w sobie. Chłód, przestrzenie i amerykańsko-wiejski klimat tych wszystkich sal i pokoi - taki ichni odpowiednik naszych peerelowskich wystrojów. Nie wiem czy wy też tak macie, ale jak wchodzę nieprzyjemnie wyglądających pomieszczeń mam takie nieprzyjemne uczucie w żołądku... trochę podobne do tych motylków, które się czuje gdy widzi się swoją sympatię. I coś podobnego czuję właśnie gdy oglądam "Lśnienie" Kubricka - jakoś podświadomie czuję odrazę do tego hotelu. Garrisa zapamiętałem... no cóż... jakoś tak normalnie. ;) Aż chciało się tam zamieszkać.

Sick może cię zaskoczę i zszokuję, ale hotele zwykle są po to by w nich mieszkać. Właściciele nie dekorują ich tak by odstraszały i powodowały motylki w żołądku, ale by były ciepłe i przyjazne. Jak kiedyś będziesz przypadkiem chciał robić w tej branży to pamiętaj, że w prawdziwym świecie nie należy się sugerować Kubrickiem, bo w przeciwieństwie do Garrisa jego hotel jest nienaturalny. Garris pokazał przyjazne miejsce gdzie pod skorupą normalności kryją się potwory, Kubrick się tak nie wysilał.
Zapisane
SickBastard
Moderator

*

Miejsce pobytu:
Pabianice




to hell and back

WWW
« Odpowiedz #11 : Września 09, 2010, 20:49:55 »

Sick może cię zaskoczę i zszokuję, ale hotele zwykle są po to by w nich mieszkać. Właściciele nie dekorują ich tak by odstraszały i powodowały motylki w żołądku, ale by były ciepłe i przyjazne.
Właśnie się mylisz. Tzn. z tym dekorowaniem. :) Po pierwsze takie wielkie hotele dekoruje się wg konkretnego stylu. To nie jest mały pensjonat, że sobie właściciel wybiera tapety do każdego holu, ale kolos, który był najpewniej urządzany przez dekoratora wnętrz. I taki facet robił to zgodnie ze standardami wtedy panującymi. Teraz to może być dla nas odpychające, ale wtedy się tak urządzało - swoją drogą... to były lata 70te - wystarczy popatrzeć na filmy, wnętrza w tamtym okresie były przybijające. Druga sprawa...  przecież ludzie tam przyjeżdżali, mieszkali i to widz ma wrażenie, że z tym miejscem jest coś nie w porządku. Tego złowrogiego klimatu brakowało w wersji Garrisa ;)
Zapisane

Lady Nina

*

Miejsce pobytu:
Łódź




ka-mai

« Odpowiedz #12 : Września 09, 2010, 21:11:37 »

Oj, ja bym nie powiedziała, że tak całkiem brakowało. U Garrisa wnętrza niby mają być ciepłe i przyjazne, ale momentami sprawiają wrażenie, że coś z nimi nie gra. Jadalnia prezentuje się dosyć upiornie, z tymi wielkimi, niczym nie osłoniętymi oknami, winda jest złowroga, klatka schodowa w niektórych ujęciach wydaje się ciągnąć w nieskończoność... tyle tylko, że nie jest to aż tak monumentalne i przesadzone jak u Kubricka. ;)

Swoją drogą, jak tak czytam w jakie hotelarskie dyskusje się tu zagłębiamy, to przypomina mi się nowojorski Hotel "Delfin" i Cusack [znaczy, Mike Enslin] wchodzący do wiadomego pokoju. Ostrożnie się wkrada, zapala światło i... "To wszystko? To chyba jakiś żart". :D

Edit:
Sicku, jeszcze tak odnośnie do tego, co pisałeś o Jacku - alkoholiku. Faktycznie, miał problemy z agresją i piciem, wyniesione z domu, więc naprawdę bardzo się starał nie być taki, jak jego ojciec. A z tą ręką Danny'ego... to mówisz jak Wendy. ;) Ona też mu stale wypominała i trzymała go na cenzurowanym, i ja się jej wcale nie dziwię, chociaż to naprawdę mógł być wypadek. Jack nie stłukł dzieciaka na kwaśne jabłko, tylko nie kontrolował swojej siły, bo był pijany. To go oczywiście nie usprawiedliwia w żaden sposób, ale nie chciał i nie zamierzał być świrem znęcającym się nad rodziną. Czuł się winny jak cholera i właśnie hotel to z niego wyciągnął, obrócił to jego poczucie winy przeciwko Wendy i Danny'emu, sprawił, że Jack w jakiś dziecinny sposób zaczął ICH obarczać winą za to, jaki się stał. Hotel wywlókł z niego wszystko, czego Jack w sobie nienawidził i co starał się wykorzenić, nie tylko ukrywać. Natomiast Nicholson u Kubricka od samego początku wygląda, jak gdyby serdecznie nie cierpiał żony i dziecka, i tylko marzył o finałowym romansie z siekierą.  ;)
« Ostatnia zmiana: Września 09, 2010, 21:51:19 wysłane przez Lady Nina » Zapisane
marek8210

*

Miejsce pobytu:
Bytom




« Odpowiedz #13 : Września 09, 2010, 21:16:02 »

Ja jako głęboki zwolennik książki i książek w ogóle w tymże temacie głosowałem oczywiście na mini serial. Moje argumenty krótkie: Hotel i jego otoczenie - moim zdaniem lepszy u Garrisa bo podobnie go sobie wyobrażałem czytając 1:0; Jack - nie toleruje Nicholsona jako Jacka, on wygladał jakby był czubkiem już w pierwszych scenach filmu 2-0; Wendy - tutaj komentarz zbedny u Kubricka totalny niewypał 3-0; Danny też lepszy u Garrisa choć właściwie żaden mi sie nie podobał a zatem dalej 3-0; zgodność z książkowym pierwowzorem oczywiście punkt dla Garrisa 4-0; klimat - dłużej tworzony przez co bardziej można było w niego się wczuć oczywiście Garris 5-0; no i to zakończenie, które całkowicie dyskwalifikuje film Kubricka.

Według mnie w ogóle Lśnienie Kubricka to jakaś profanacja
Zapisane

Potraktuj lekturę tak jak wyprawę w nieznane. Poruszaj się bez mapy, rysuj za to własną, w miarę jak posuwasz się naprzód.
Jeay

*

Miejsce pobytu:
Kraków



« Odpowiedz #14 : Września 13, 2010, 12:31:22 »

Nie będę się powtarzał jeśli chodzi o argumenty, Mando i nocny wymienili wszystkie za i przeciw, pod którymi z ręką na sercu podpisuję się obiema rękami. Jeśli już miałbym coś napisać, to chyba tylko tyle, że film Kubricka ma może parę małych zalet, a dzieło Garrisa odwrotnie - kilka małych wad :).
Zapisane

Pozdrawiam,

Jeay
chiyeko

*

Miejsce pobytu:
Olkusz

sponsor forum
SPONSOR
FORUM



« Odpowiedz #15 : Września 13, 2010, 18:58:44 »

Obejrzałam właśnie Lśnienie Garrisa i podoba mi się to o wiele, wiele bardziej niż wersja Kubricka. Pominąwszy trochę drętwe aktorstwo (ale to głównie w cz.1, bo potem było lepiej) i parę 'badziewnych' motywów
Spoiler (kliknij, żeby zobaczyć)
I nawet pomimo, że bardzo lubię Nicolsona, ten Jack był lepszy. Jedyne, kogo mi brakowało, to Kubrickowego Halloranna, ale ten też był w porządku. Ogólnie nie lubię porównywać filmów. Albo coś mi się podobało, albo nie. Tak więc z wersją Garrisa jestem na tak, z wersją Kubricka na nie. Amen ;)
Zapisane

"Niezmienny scenariusz naszych czasów:
apokalipsa zagraża... lecz nie następuje. I zagraża nadal."
Pavel
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Kraków




Out of my mind. Back in five minutes.

WWW
« Odpowiedz #16 : Września 13, 2010, 19:51:36 »

Aż cholera, remis, idę namówić kolegów do rejestracji i głosowania na Kubricka :P
Zapisane

"Nie wydają mi się bowiem kochać książek ci,
którzy zachowują je nietknięte i ukryte w skrzyniach,
lecz ci, którzy dotykając ich zarówno w nocy,
jak w ciągu dnia brudzą je,
 marszczą i niszczą (...)".

Erazm z Rotterdamu
nocny
Moderator Globalny

*

Miejsce pobytu:
Szczecin




WWW
« Odpowiedz #17 : Września 13, 2010, 21:19:52 »

ach ci przeciwnicy Garrisa, jeden żeby wizualnie było więcej minusów powtórzył ten sam trzy razy a drugi zwołuje kolegów z pracy by głosowali jak im powie :D

ja jestem w trakcie oglądania poraz kolejny mini-serialu, dziś obejrze 3 część ale kurde, zawsze pisałem że to super rzecz choć nie pamiętałem już tak dobrze wszystkiego. teraz na świeżo moge napisać, że ta wersja jest przefantastyczna.  ale więcej napisze po seansie.
Zapisane
Duddits
Gość
« Odpowiedz #18 : Września 13, 2010, 22:28:34 »

Lewitujący Tony, śmieszny Tony, beznadziejny Tony to nie jest trzy razy to samo ;)
Jako, że też właśnie oglądam tą wersje Garrisa i raczej nie uda mi się jej skończyć przeczytałem spoiler i o trwoga dowiedziałem się, że ten Tony to... z przyszłości. No po prostu nie mam słów. Jestem ciekaw jak to Nocny wytłumaczy. Jakiś paradoks czasowy? ...wraca do przeszłości aby ostrzec samego siebie? Ha ha ha, brak mi słów :D :D :D
Zapisane
Pavel
Administrator

*

Miejsce pobytu:
Kraków




Out of my mind. Back in five minutes.

WWW
« Odpowiedz #19 : Września 13, 2010, 22:38:16 »

nocny, tobie się podoba Haven, więc twój głos odnośnie Lśnienie Kubrick - Lśnienie Garris się nie liczy :P No ale innego wyniku sobie nie wyobrażałem na forum o Stephenie Kingu. Wersja Garrisia jest bliższa Kingowskiej wizji hotelu Panoramia i wydarzeń jakie miały tam miejsce, to niezaprzeczalny fakt, ale:

a) powstała jako mini serial z mały budżetem
b) scenariusz napisał King, a chłop nie ma do tego ręki
c) zrobił to Garris (lubię gościa, ale Lśnienie to nie jego historia)
d) gra w nim Steven Weber

gdyby odjąć powyższe rzeczy, wstawić na ich miejsce coś lub kogoś innego, byłoby naprawdę w porządku ;) A tak dostajemy słabej jakości serial.

Gdyby pytanie brzmiało, która wersja jest wierniejsza oryginałowi, zaznaczyłbym serial. Ale pytanie jest o to którą wersję wolę, i jest to Lśnienie Kubricka, który dokonał adaptacji książki Kinga, czyli przełożył język książki na język filmu - ponieważ nie zawsze tożsamym jest że książka = gotowy scenariusz. Garris z Kingiem zekranizowali książkę i to im się nawet udało, ale efekt końcowy (w sensie całokształt pracy na planie) jest dosyć słaby.

I wolę gadający palec od Tonego fajtłapy. I Wendy była niesamowita w swojej roli, wpieniała na maksa.
Zapisane

"Nie wydają mi się bowiem kochać książek ci,
którzy zachowują je nietknięte i ukryte w skrzyniach,
lecz ci, którzy dotykając ich zarówno w nocy,
jak w ciągu dnia brudzą je,
 marszczą i niszczą (...)".

Erazm z Rotterdamu
Strony: [1] 2 3   Do góry
Drukuj
Skocz do:  

Black Rain by Crip Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2009, Simple Machines XHTML | CSS